Boże ścieżki

ak

|

Gość Tarnowski 38/2013

publikacja 19.09.2013 00:00

Siostra Agnes w życiu doświadczyła wielu upokorzeń i prześladowań ze strony władz. Ale jak mówi, nic nie działo się przez przypadek, a nad wszystkim zawsze czuwał Bóg.

Pamiątkowe zdjęcie z dziewczynkami z zakładu specjalnego w Polanicy. – Widać, że jestem tu trochę zdenerwowana, bo wszystkie dzieci chciały być na zdjęciu, a miało być tylko dwoje dzieci – mówi s. Agnes Pamiątkowe zdjęcie z dziewczynkami z zakładu specjalnego w Polanicy. – Widać, że jestem tu trochę zdenerwowana, bo wszystkie dzieci chciały być na zdjęciu, a miało być tylko dwoje dzieci – mówi s. Agnes
reprodukcja Joanna Sadowska /GN

Gorlice na południu Polski. W 1931 roku na świat przychodzi Elżbieta jako jedno z sześciorga dzieci państwa Wojtasiewiczów. Mimo trudnych czasów kończy szkołę podstawową, potem zaczyna naukę w zawodzie. Jako szesnastolatka podejmuje praktykę w zakładzie fryzjerskim. – Czasem pracowałam po 18 godzin dziennie. Nie wolno mi było nawet na chwilę usiąść, pod koniec dnia byłam bardzo zmęczona, a musiałam jeszcze pokonać 3 km drogi do domu – opowiada s. Agnes, józefitka. Mimo że w pracy była wielką pedantką dbającą o zakład i lubianą przez klientki, doświadczała tam wielu przykrości, a szef upokarzał ją za niedociągnięcia innych. – Szczególnie bolało, gdy krytykował mnie w obecności znajomych czy sąsiadów – wspomina. Zrezygnowała z tej pracy, gdy dostała propozycję zatrudnienia w miejscowych zakładach drzewnych. Po zdaniu matury koleżanka namówiła ją do pracy w szpitalu w Gorlicach na stanowisku głównej księgowej. – Tu też nie było łatwo, bo nazywano mnie córką kułaka – wspomina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.