Niektórzy mówią „umieralnia”. Owszem, jest w tym słowie trochę prawdy. Tak naprawdę jednak hospicjum to dom gasnącego, ale nabierającego nowego sensu ludzkiego istnienia.
Ośrodek zapewnia całodobową troskę nad wszystkimi chorymi
Grzegorz Brożek /gn
To było wtedy, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o hospicjach. Rok 1989, kanonizacja bł. brata Alberta Chmielowskiego. Od tego się zaczęło.
Dzieło wielu ludzi
– Jan Paweł II na drugi dzień po uroczystości spotkał się z Polakami i poprosił, by angażowali się bardziej w dzieła miłosierdzia. Po tym myśmy założyli Stowarzyszenie Pomocy św. Brata Alberta – wspomina ks. prał. Józef Poremba, emerytowany proboszcz w Dąbrowie Tarnowskiej. W toku rozmów pojawił się problem osób nieuleczalnie chorych, pozostających bez opieki w domach. Zapadła decyzja, by spróbować wybudować dla nich dom. – Przedstawiłem pomysł w kurii. Uznano, że jest dobry, bo to konkretna potrzeba, której trzeba zaradzić – dodaje ks. Poremba. Sam jeździł prosić o środki na budowę Polonię w USA. Dzięki życzliwości bp. Życińskiego cegiełki rozprowadzano w ponad 200 parafiach diecezji. Jest to zatem dzieło wielu ludzi w diecezji. – Musieliśmy projekt zmodyfikować, ograniczyć, w porównaniu z marzeniami, ale i tak się udało. To ważne dzieło – podkreśla ks. Poremba. Od 1999 roku w Dąbrowie Tarnowskiej działa w jednym budynku Hospicjum św. Brata Alberta i Dom Pomocy Społecznej Caritas Diecezji Tarnowskiej.
Nowe życie
– Dwa podmioty pod jednym dachem – to rodzi pewne formalnoprawne trudności – mówi Urszula Mróz, dyrektor hospicjum. Jedno nie zmienia się wcale: najważniejszy jest tu cierpiący człowiek. Łóżek w hospicjum jest 17. – W ciągu 15 lat mieliśmy 2530 pacjentów. Oczywiście z uwagi na charakter miejsca większość z nich odeszła. Czynimy, co w naszej mocy, by być przy nich do końca, uśmierzyć ich ból, zarówno fizyczny, psychiczny, duchowy i uczynić ostatnie chwile ich życia dobrymi – dodaje dyrektor Mróz. Ksiądz Józef Poremba, który dziś jest kapelanem ośrodka, przyznaje, że są przypadki nawróceń, jak i sytuacje, że przy łóżku umierającego pogodziła się zwaśniona rodzina. – Wiele ludzkich kłopotów życiowych tu się rozwiązuje. Przez doświadczenie choroby, cierpienia ludzkie istnienie zaczyna nabierać nowego sensu – mówi kapłan. To jest piękne, choć z perspektywy kończącego się życia dramatyczne.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.