Pogotowie z trucizną

Ks. Zbigniew Wielgosz

Skojarzenia ze słowem „pogotowie”? Wypadek, choroba, szpital, ratowanie życia… Okazuje się, że mogą być jednak całkiem odmienne.

Pogotowie z trucizną

Trwa jeszcze sierpień – miesiąc trzeźwości. Słowem, przykładem uczulamy na alkohol, który rodacy spożywają niemal wiadrami. Kiedyś dowiedziałem się, że statystycznie wypijamy 20 litrów piwa każdego dnia. Nie mówiąc już o bardziej wyskokowych trunkach.

Był kiedyś taki żart… Przychodzi Józek do Franka. – Masz coś do jedzenia? – prosi Józek. – Mam – odpowiada Franek. – Ale najpierw musisz wypić wiadro wody. Jak wypijesz, to ci dam – dodał Franek. Józek wypił wiadro wody. – I co? Chce ci się jeść? – pyta go Franek. – A skąd! Teraz? Jak wypiłem wiadro wody? – żachnął się kolega. – A widzisz! Bo tobie chciało się pić, a nie jeść – wyjaśnił Franek.

Przemysł alkoholowy, zasilający budżet państwa, wmawia milionom Polaków, że bardziej chce im się pić, niż jeść. Co więcej alkohol ubiera w szatę lekarstwa na różne ludzkie głody, fizyczne, psychiczne czy duchowe.

Otóż idę urokliwymi uliczkami Tarnowa i nagle... staję jak wryty przed samochodem terenowym, na którym napisano nazwę sklepu z trunkami i wielki czerwony napis „Pogotowie alkoholowe”.

Ależ to wspaniała inicjatywa! Kończy ci się wódka, wino, piwo? Zadzwoń, a pogotowie alkoholowe w mig przywiezie ci ratujący życie i towarzystwo medykament. Po co masz wychodzić z domu i na chwiejących się nogach szukać sklepu lub meliny. Sklep, melina przyjadą do ciebie. Czyż to nie wspaniałe!

Tylko dlaczego „pogotowie alkoholowe”? Nazwa prowokująca, przełamująca myślowe stereotypy, twórcza? Raczej głupia i zwodnicza. Bo pogotowie jest po to, by ratować, nieść nadzieję i życie. A co wiezie „pogotowie alkoholowe”? Truciznę, która życie niszczy i zabija.