W Nowym Sączu 18 października rozpocznie się intensywna formacja małżeńska i rodzinna.
Sylwia Kulig (z prawej) na spotkaniu z doradcami życia rodzinnego w Wierzchosławicach
Grzegorz Brożek /Foto Gość
Z Dominikiem, moim mężem byliśmy po teologii. Pewnie niemało już wiedzieliśmy, ale przede wszystkim dla samych siebie postanowiliśmy odbyć studium i kurs Rötzera, by pogłębić naszą formację, zdobyć szerszą wiedzę, by świadomie iść drogą małżeństwa, a nie na zasadzie „pobraliśmy się i jakoś to może dalej będzie” – wspomina Sylwia Kulig, diecezjalna doradczyni życia rodzinnego.
Piękno drogi
Wiele osób, podejmując kształcenie w studium wychodzi od realizacji indywidualnych potrzeb. – Okazuje się, że są małżonkowi, którzy dopiero na zajęciach poznają nowoczesne metody oznaczania płodności, zgłębiają naukę Kościoła w dziedzinie etyki seksualnej, studiują elementy psychologii, zgłębiają teologię małżeństwa i rodziny. To jest prawdziwe odkrycie piękna tej drogi – dodaje Sylwia Kulig. Katecheza przedmałżeńska często traktowana bywa jak tzw. zło konieczne. Z konieczności bywa też skrótowa. Potem, kiedy pojawiają się problemy, wiele par podejmuje poszukiwania na pytania dotąd bez odpowiedzi. Studium Rodziny bez wątpienia pomaga je znaleźć. Jest inwestycją w małżeństwo i rodzinę.
Trafienie w „dychę”
Częstą metodą rekrutacji na studium bywa poczta pantoflowa. Ci, którzy przeszli dwuletni etap formacji, zachęcają innych i są najlepszą reklamą. – W naszym przypadku studium zainteresował nas ksiądz, który stwierdził, że to chyba jest coś dla nas – wspomina Sylwia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.