Uratowani w Niedzielę Świętej Rodziny

Ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 28.12.2014 06:30

O sile modlitwy, 15 tysiącach wpisów internetowych i Sycharze z Elżbietą i Piotrem rozmawia ks. Zbigniew Wielgosz.

Piotr i Elżbieta są związani z Sycharem Piotr i Elżbieta są związani z Sycharem
Ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

Ks. Zbigniew Wielgosz: Ile lat jesteście małżeństwem?

Elżbieta: 28 lat.

Kiedy pojawił się poważny problem w waszym małżeństwie?

Piotr: Dziesięć, może dwanaście lat temu…

Elżbieta: Ja bym powiedziała, że kryzys w naszym małżeństwie zaczął się już kilka lat po ślubie. Wydawało mi się, wspominając małżeństwa w mojej rodzinie, że kłótnie, niedomówienia to coś normalnego, że tak małżeństwa żyją, że w narzeczeństwie jest inaczej, a po ślubie inaczej. Nie nazywałam więc swoich problemów kryzysem, choć one o nim mówiły.

Jakie były przyczyny waszych problemów?

Piotr: Przyczyn było wiele, między innymi bliskość mieszkania z teściami, jakoś nie mogliśmy się usamodzielnić zbyt długo. Ja straciłem wcześnie ojca i zostałem niejako odcięty od ojcowskiej pomocy, od kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o swoich problemach. Moja praca to ciągła nieobecność w domu, nie pamiętałem nawet, kiedy moje dzieci dorosły. To wywoływało irytację mojej żony…

Elżbieta: W mojej rodzinie kobiety były dominujące, były bardzo silnymi osobowościami. I ja myślałam, że tak ma być. Trudno mi było słuchać, być tolerancyjną dla mężczyzny. On miał się po prostu podporządkować.

Mimo to kryzys w waszym małżeństwie zakończył się. Jak to się stało?

Elżbieta: W bardzo nagły sposób. Moja koleżanka napisała do mnie esemesa 28 grudnia, w niedzielę Świętej Rodziny. Napisała „modlę się dzisiaj za was”. I wtedy mój mąż zaczął do mnie mówić „ludzkim” głosem.

Piotr: Tego dnia zniknęła we mnie złość, nienawiść. Dla mnie to było niewytłumaczalne. Bo po ludzku nasze małżeństwo było już skończone. Właściwie byliśmy sobie obcymi ludźmi. Ja się nawet wyprowadziłem z domu.

I wtedy pojawił się Sychar?

Elżbieta: Zupełnie przypadkiem. Koleżanka poprosiła mnie, bym pomogła dziewczynie na forum internetowym. Porozmawiałam z nią, zgłosiły się też inne osoby. Ktoś mi napisał, że skoro moje małżeństwo zostało uratowane w sposób cudowny, to powinnam tym się podzielić z potrzebującymi. I tak zostałam w Sucharze. Przeszłam też 12 kroków. A wpisów internetowych z pomocą na forum uzbierało się już ponad 15 tysięcy.

Piotr: Ja z Sycharem nie miałem nic wspólnego…

Potrzebna jest wiara, żeby skorzystać z pomocy Sycharu?

Elżbieta: A z czego mamy czerpać cierpliwość i nadzieję w małżeństwie? Z wiary, ze źródła miłości, którym jest Bóg. Bez Niego nie ma oparcia.

Piotr: Ja byłem osobą niewierzącą. I Komunię miałem w wieku 20 lat. Nie wszedłem do wspólnoty Sychar, ale towarzyszę mojej żonie i ludziom, którym ona pomaga. Wziąłem udział w rekolekcjach dla wspólnoty, które bardzo mi się spodobały. Poznałem ludzi, którzy mówią innym językiem, bez agresji, przekleństw. Dzięki nim jestem bliżej wiary, niż wcześniej.

Każde małżeństwo sakramentalne jest do uratowania?

Elżbieta: Każde. Sakrament małżeństwa ma moc. Ja mocno wierzę, że zostaliśmy przez Boga mocno związani ze sobą, że nie da się tego rozdzielić. Bóg nigdy nie odmówi swojej łaski małżonkom, z którymi sam się jakoś związał.

Piotr: Moja żona powiedziała mi, że jak chcę coś zmienić w swoim życiu, pracę na przykład, to po prostu zacznij się modlić. Żeby ratować swoje małżeństwo, nie można odwracać się do Boga plecami.

Od listopada ognisko Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar działa w Tarnowie przy parafii bł. Karoliny. Spotkania odbywają się w w czwarty piątek miesiąca w sali na plebani.