Odważni i niezłomni

Grzegorz Brożek

|

Gość Tarnowski 09/2015

publikacja 26.02.2015 00:15

„Szli wyprostowani wśród tych, co na kolanach”. Tak pisał o nich Herbert. Wielu z nich przywracanych jest dziś pamięci. Jak Wojciech Lis.

Mielecka Grupa Rekonstrukcji Historycznej im. Wojciecha Lisa ps. Mściciel. Z przodu, podobny do wujka, siostrzeniec W. Lisa Mielecka Grupa Rekonstrukcji Historycznej im. Wojciecha Lisa ps. Mściciel. Z przodu, podobny do wujka, siostrzeniec W. Lisa
Grzegorz Brożek /Foto Gość

Od kilku lat 1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Mimo tego wciąż wielu Polaków nie do końca wie, o kogo chodzi.

Podziwiałem odwagę

Sędziwy Jerzy Dębicki, prezes mieleckiego koła Światowego Związku Żołnierzy AK, w czasie II wojny harcerz Zastępu „Rysiów”, za władzy sowieckiej członek „Stalowych Polaków”, antykomunistycznej organizacji harcerskiej, skazany w 1952 r. na 12 lat więzienia, niedawno odsłaniał tablicę pamiątkową wyklętych w Puszczy Sandomierskiej. – Nazywamy ich wyklętymi, wyklętymi przez władze komunistyczne, wyklętymi, gdyż nawet po śmierci dokładano wielkich starań, by ukryć ich mogiły. My, działający w drugiej konspiracji, śledziliśmy ich akcje, podziwialiśmy odwagę, brawurę i determinację walki do końca. Walki prowadzonej w osamotnieniu, która stawała się nieuchronnie przegraną i beznadzieją, ale walka taka nie jest bez sensu. Jest przykładem tego, jakie ofiary warto ponosić dla wolności i niezawisłości Polski – przypominał.

„Mściciel”

Lokalnym przykładem niezłomnego żołnierza sprawy wolności jest na ziemi mieleckiej Wojciech Lis „Mściciel”. 

– Nie był zawodowym żołnierzem. Należał do ruchu ludowego, w czasie wojny w niewyjaśnionych okolicznościach pobił i rozbroił Niemca. Od tej chwili musiał się ukrywać. Zaczął budować oddział partyzancki – opowiada Robert Sukiennik, dowódca mieleckiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej im. Wojciecha Lisa ps. Mściciel. Najpierw był znany jako Wojtek. Tak o nim mówili. Pseudonim przyjął po tym, jak Niemcy rozstrzelali jego ojca i siostrę. – Jego oddział został podporządkowany Narodowej Organizacji Wojskowej, potem Narodowym Siłom Zbrojnym w 1943 roku. Wziął udział w akcji Burza, a w 1946 r. w rajdzie „zaporczyków” mjr. Hieronima Dekutowskiego. Wtedy podporządkowany był organizacji Wolność i Niezawisłość – tłumaczy Rober Sukiennik. Mirosław Surdej z IPN Rzeszów napisał książkę o Wojciechu Lisie. – Przez cały okres działania w drugiej konspiracji, od marca 1945 do stycznia 1948 roku, przez oddział przewinęło się około 160 osób. Według materiałów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Wojciech Lis i jego żołnierze przeprowadzili około 200 akcji przeciw rodzimym komunistom i Armii Czerwonej. Wyraźnie objawiała się działalność polityczna. Żołnierze Lisa zakazywali wstępować do wojska, prowadzili agitację na rzecz niepodległego państwa polskiego, zdzierali plakaty PPR, kolportowali prasę podziemną – tłumaczy Surdej. U Lisa, mówią moi rozmówcy, po tym, jak znalazł się w strukturach Narodowych Sił Zbrojnych, pierwotne prywatne motywacje konspiracji zaczęły przeradzać się w instynkt niepodległościowca. – NSZ wiele uwagi poświęcało formacji, kształtowaniu poglądów – przypomina Piotr Pszeniczny z mieleckiego klubu „Prawda i Pamięć”.

Wycior od mausera

– Wiemy, że Wojtek mało kiedy wykonywał wyroki śmierci. Przeważnie kara chłosty albo za kolaborację z Sowietami wyciorem od mausera komuś tyłek przetrzepali. Dobrym kolegą mojego ojca był Leon Tacik, którego brat był niespokojną duszą. Nie był żołnierzem AK. Był takim człowiekiem, który chodził z karabinem po wsi. Więcej krzywdy z tego było, bo albo do kogoś strzelił, albo mierzył do ludzi. To potem z tego były naloty milicji. Sam Wojtek z Leonem Tacikiem spotkali go w lesie, zabrali karabin, sprali tyłek i kazali wracać do domu, a nie bawić się w partyzantkę – przypomina Piotr Pszeniczny. – Wojtek był dobrym człowiekiem. Chodził w podszewce samej, bo koszule oddawał tym, którzy jej nie mieli. Był wrażliwy na biedę – mówi Janina Pryjda, siostra Wojciecha Lisa. I na niesprawiedliwość. UB nie mogło przez długi czas Lisa dorwać. Zginął, zastrzelony przez swojego byłego żołnierza. – Urząd Bezpieczeństwa sięgnął po skrytobójstwo. Polecenie zamordowania Lisa wydano Wojciechowi Paluchowi. Stało się to 30 stycznia 1948 roku – przypomina M. Surdej. Paluch zastrzelił śpiących Lisa i Konstantego Kędziora. UB zabrało ciała i skrycie zakopało na śmietniku Komedy Powiatowej MO w Mielcu.

Gorzkie czasy

– Jeden totalitaryzm, niemiecki, zastąpił inny, czerwony, sowiecki. Wielu ludzi z tym się nie godziło. Nie o taką Polskę chodziło. Niektórzy postanowili walczyć z tym nowym, radzieckim porządkiem – uważa Grzegorz Miller z organizacji „Patriotyczny Mielec”. Janina Pryjda, siostra Wojciecha Lisa, mówi, że i dziś zdarza się, że ktoś, kto zna historię, na nią czy rodzinę mówi, że jest „bandycka”. – O tych, co walczyli po wojnie z komuną, mówiono, że bandyci, złodzieje, rabusie. Dziś jeszcze gadają. Przyszła do mnie kiedyś jedna znajoma i też mówi, że ci żołnierze wyklęci to byli złodzieje. W czasie wojny rodzina cierpiała od Niemców, po wojnie od komunistów. Dziś też zdarza się czasem coś gorzkiego usłyszeć – wspomina. O śmierci brata dowiedzieli się dość szybko. Jednak pożegnać, pochować ciało udało się dopiero w 1994 r., po ekshumacji. Dlaczego czarna legenda ciągnie się za wyklętymi do dziś? – Zdarzało się, że trzeba było ukarać kogoś za to, że po wojnie donosił na UB czy do Sowietów. Dla przykładu złoić skórę. Oddziałom zdarzało się państwowy majątek zajmować, żeby zdobyć środki na utrzymanie oddziałów. Wreszcie pamiętajmy, że UB robiło prowokacje i sami napadali na ludzi, gospodarstwa, rozpowiadając, że są z bandy Kowalskiego czy Nowaka, żeby ludziom obrzydzić współpracę z niepodległościowcami – podkreśla Piotr Pszeniczny. – Trzeba też wiedzieć, że w czasie wojny i po niej było dużo zwykłej bandyterki, która chciała grabić. Bez względu na wszystko. Co ciekawe, wielu z takich było proweniencji lewicowej i komunistycznej. Jest w rejonie Mielca wiele przykładów na to. Często potem znajdowali pracę w aparacie bezpieczeństwa „czerwonej” Polski – dodaje Robert Sukiennik.

Młodzi są patriotyczni

Czy dziś historia niezłomnych jest znana? – Znajomość faktów i sensu działania podziemia antykomunistycznego jest znikoma. Ale pożądana. Cały ubiegły rok jeździliśmy po szkołach z filmem „Łączka” o warszawskich ekshumacjach Inki i żołnierzy wyklętych. Wiele razy, gdy seans się kończył, młodzi spontanicznie wstawali i bili brawo. Sami – mówi Piotr Pszeniczny. Jest zapotrzebowanie na przemilczaną na razie wiedzę o niezłomnych żołnierzach. „Patriotyczny Mielec” jest organizacją, jak mówi Michał Dolina, która stara się edukować, uczyć historii przez popularyzowanie wiedzy o najnowszych dziejach Mielca. – Chcemy też wpływać na to, jak dziś ludzie mówią i myślą o Polsce. Nie wstydzimy się patriotyzmu. Jak wiele innych podobnych organizacji działamy też charytatywnie. Organizowaliśmy np. paczki dla biednych rodzin w mieście. Także dla dzieci ze Skopania – opowiada. W organizacji jest wielu studentów, uczniów szkół średnich. Są i kibicie, choć wiele osób w Polsce jest bardzo krytycznych wobec tego środowiska. – Patriotyzm staje się dziś wartością dla młodych. „Bóg, honor, ojczyzna” dla coraz większej liczby młodych nie są pustymi słowami – przytakuje Grzegorz Miller. Co ważne, tej sprawie wyklętych oddanych jest coraz więcej ludzi dorosłych. – Kiedy w Mielcu organizowaliśmy kwestę na koszty ekshumacji, zebraliśmy 20 tys. złotych. To, że ktoś tę złotówkę czy 5 zł wrzucił, jest konkretnym wyrazem poparcia – mówią rozmówcy.

Tekst ukazał się w "Gościu Tarnowskim" w 2015 roku

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.