Nauczyciele ars moriendi

ks. Zbigniew Wielgosz

O wystawie w tarnowskim BWA słychać daleko poza miastem.

Nauczyciele ars moriendi

Coś zgrzyta w Parku Strzeleckim w Tarnowie… Dawny pałacyk związku strzeleckiego, obecnie siedziba Biura Wystaw Artystycznych, świeci w wiosennym słońcu bielą ścian. Wokół pękają powoli pąki na gałęziach drzew. Na kandelabrach kasztanowców tlą się już delikatne ogniki liści zasupłanych w zimowe jeszcze łuski. Niżej, między trawą, ławice zawilców gajowych i słonecznie żółtych ziarnopłonów. Życie rwie się do życia…

Skąd zgrzyt? Z wnętrza pałacyku. Właśnie otwarto tam wystawę żyjących polskich artystów „Ars moriendi” - sztuka umierania.

Dlaczego teraz, pośrodku wiosny, nieodmiennie złączonej z całą symboliką życia?

Zgrzyt słuchać mocniej, kiedy wejdzie się do środka. Wchodzących wita ściana z rzeźbą kozła zrobioną ze zniszczonych krzeseł. Nikt już na nich nie usiądzie. Są nieżywe. Kozioł nazwany jest szatanem, który wydaje się mieć pierwsze i ostatnie słowo na temat śmierci. Trzeba iść w jej głąb, żeby przekonać się, czy tak jest naprawdę.

W głównej sali multimedialne pokazy. Na centralnej ścianie nieczuły aparat wyświetla czyjś zaaranżowany pogrzeb. Obok, z prawej, ktoś sfilmował codzienną opiekę nad starą kobietą, która wygląda, jakby dawno już nie żyła. Z lewej, z monitora, sączy się krew z szyi zabitej kury. Jest jeszcze włączona „gra komputerowa”, w której kościotrup towarzyszy bohaterom animacji jak cień. Nie da się go odłączyć. To w głównej sali zgrzyta najbardziej. Jest smutno, przygnębiająco, zimno.

Paradoksalnie pocieszenie przychodzi z małego pomieszczenia, gdzie w oszklonych gablotach świecą karty starych mszałów z liturgią pogrzebową. Naprzeciw nich łagodny portret trumienny sarmaty i ona - smukła trumna egzekwialna, wystawiana kiedyś podczas nabożeństw w kościele, żeby ludzie myśleli o śmierci i uczyli się życia. Trumna bawi, bo jest w stylu Biedermeier, ma szlachetne kształty, przypomina solidne, wygodne meble z dawnej już epoki.

Jednak tym, co najbardziej uspokaja zgrzytliwą muzykę dzieł sztuki współczesnej, jest maleńki krzyżyk, kładziony na trumnie.

Jest jak wielokropek, dzięki któremu widz chwyta się nadziei - życie zmienia się, ale się nie kończy.

Tylko stara sztuka jest pocieszająca, bo próbuje spojrzeć na śmierć z perspektywy ukrzyżowanego Boga, który zmartwychwstał.

Warto pomyśleć o niej, kiedy ostatnie dni Wielkiego Postu padają na ziemię jak jesienne liście.

W naszych kościołach, szczególnie tych sprzed XX wieku, możemy spotkać pasyjne artefakty uczące nas nie umierania, lecz przechodzenia. I to są prawdziwi nauczyciele ars moriendi…