Lewe płuco Polski

ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 12.11.2015 11:48

Młodzież z Ukrainy gościła w Borusowej, Gręboszowie i Limanowej.

Goście z Ukrainy śpiewają w kościele w Borusowej Goście z Ukrainy śpiewają w kościele w Borusowej
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

Udział w patriotycznej akademii w Gręboszowie, zwiedzanie malowanej wioski w Zalipiu, modlitwa w kościele parafialnym w Borusowej, wizyta w Limanowej, Szczyrzycu i u bp. Andrzeja Jeża – bogaty był program pobytu młodzieży z Ukrainy w diecezji tarnowskiej.

W Gręboszowie i Borusowej młodzi dali też krótki koncert polskich pieśni religijnych i patriotycznych.

– Zacząłem pomagać Polakom na Ukrainie w latach 90. XX wieku, od czasu spotkania u ks. Andrzeja Ramsa w Radenicach, i kiedy zobaczyłem w jakich warunkach ludzie tam wtedy żyli. Taki obrazek, który mną wstrząsnął: jeśli ktoś wymagał opieki lekarskiej, szpitalnej, to przyjeżdżała karetka z Mościsk i sanitariusz podawał warunki – 10 dolarów, paliwo, pościel na zmianę i pieniądze na pobyt w szpitalu. Jeśli ktoś tego nie miał, a zwykle było tak, że nie, to zostawała droga „na górkę”, gdzie był cmentarz. Ludzie tam żyjący to nasi bliźni, a ponadto są niezwykle wdzięczni – mówi ks. Marian Kujda, proboszcz w Borusowej, który podczas Mszy św. dla parafian i gości z Ukrainy podkreślał wagę pamięci o polskiej historii nierozdzielnie związanej z Ukrainą i potrzebę odpowiedzialności za żyjących tam jeszcze Polaków. 

Ich pomocnikiem jest również mec. Paweł Dunikowski z par. Wszystkich Świętych z Łososiny Górnej. Od lat interesuje się losem Polaków na Wschodzie. – Polacy żyją w diasporze. O ile rodacy na Zachodzie żyją w dobrych warunkach, o tyle odmienna sytuacja jest na wschodzie Europy. Polska po II wojnie została podzielona rzeką Bug na płuco zachodnie i wschodnie. Obydwa te płuca powinny pracować dla jednego organizmu, jakim jest Polska. A wiele zawdzięczamy dawnej wschodniej części Polski, stamtąd pochodzili wielcy twórcy polskiej literatury, bohaterowie narodowi i święci. Moją maksymą jest „kochaj rodaka swego na Wschodzie jak siebie samego” – opowiada adwokat.

Pan Paweł nawiązał kontakt ze Związkiem Polaków w Wołodarsku Wołyńskim, dawnych Horoszkach. – Zaprosiłem stamtąd młodzież do Polski. Bardzo pomogli mi w tym samorządy miasta i gminy Limanowa. Dostarczaliśmy dzieciom i młodzieży książki w języku polskim, kilkaset kilogramów udało się już dostarczyć do Horoszek. Bardzo nam też pomagają strażacy z Piekiełka, którzy zorganizowali już kilkaset kilogramów książek i podręczników – dodaje mecenas.

Z młodzieżą przyjechała Żanna Szyszkina, nauczycielka języka polskiego, prowadząca też tamtejszy zespół muzyczny, prezes Związku Polaków im. Władysława Reymonta. – Dawniej mieliśmy tylko jeden kościół w Żytomierzu, do którego mogliśmy jechać raz lub dwa razy do roku. A z dziada pradziada słyszało się o polskości, zachowaniu tradycji, o katolicyzmie. A nie mogliśmy o tym publicznie mówić, nie mogliśmy tego robić w szkole. Najpiękniejszym wspomnieniem z dzieciństwa było słuchanie Mszy św. z Watykanu transmitowanej przez Głos Ameryki. Słuchaliśmy z wielkim przejęciem przy zasłoniętych oknach – opowiada pani Żanna.

W 1991 roku pojawił się w jej stronach ks. Ryszard Szmist, z diecezji tarnowskiej. – Dla nas diecezja tarnowska była jak słońce na niebie przez tego księdza. On uczył dzieci języka polskiego, powstał też zespół „Kolorowe ptaszki”… W ciągu 12 lat swej pracy ksiądz wybudował 3 kościoły, odrodził około 8 parafii. Ks. Szmist to dla nas postać wzorcowa. Polskość kojarzyła się nam z ks. Szmistem z Tarnowa – opowiada pani Żanna.

Na początku 2000 roku powstał oddział Związku Polaków im. Władysława Reymonta. – Przy Związku działa polska szkoła, mamy 194 uczniów w dwóch punktach nauczania, w Nowej Borowej i Wołodarsku Wołyńskim – dodaje nauczycielka.

Jak Polacy mogą pomóc rodakom na Ukrainie. – Brakowało nam książek, podręczników, zeszytów. Ale największą pomocą dla nas, dla dzieci, jest ich wyjazd do Polski. Za każdym dzieckiem stoi ze setka osób z rodziny, która odbiera od dziecka jego emocje, odczucia związane z wyjazdem do Polski. Babcia nie mogła pojechać, ojciec nie mógł, a dziecko staje się takim ambasadorem, które później opowiada o ojczyźnie – dodaje      

Na Ukrainę młodzi zabiorą ze sobą dwie figury Matki Bożej z Limanowej, które poświęcił bp Andrzej Jeż. – Jedna dla kościoła w Nowej Borowej, druga dla kościoła w Horoszkach – mówi Paweł Dunikowski.