Niezłomni z sądeckich lasów

gb

publikacja 18.02.2016 10:00

Za niespełna 2 tygodnie od będą się obchodu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Niektórzy pamięć odświeżają już teraz.

Niezłomni z sądeckich lasów Kamil Olesiński z GRH "Żandarmeria" opowiada o umundurowaniu i uzbrojeniu leśnych oddziałów Grzegorz Brożek /Foto Gość

W Obidzy koło Jazowska na Sądecczyźnie odbyły się obchody 72. rocznicy wydarzeń na Przysłopie. 21 lutego 1944 roku został w obławie zaskoczony na tej przełęczy oddział partyzancki „Wilk”, który dwa dni wcześniej rozbił niemiecki posterunek w Ochotnicy Dolnej.

W wyniku starć z hitlerowcami zginęło 5 ludzi z oddziału Krystiana Więckowskiego „Zawiszy”, a 7 zostało rannych. „Wilk” to był ważny oddział Armii Krajowej, bo później stanowił istotny element 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK wchodząc w skład 1 batalionu tego pułku.

Obchody wydarzeń na Przysłopie stały się także okazją do wspominania czasów drugiej, tym razem antysowieckiej konspiracji na Ziemi Łąckiej. – Żołnierze wyklęci operujący na tym terenie wykazywali się szczególnym poświęceniem i bohaterstwem – przekonuje Kamil Olesiński z sądeckiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Żandarmeria”. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, która dopuszczała się rozbojów, grabieży, zbrodni powstawały oddziały samoobrony.

Niezwykłą kartę dziejów zapisał oddział Stanisława Piszczka ps. Okrzeja, który działał na całej Sądecczyźnie – przypomina Olesiński. Ludzie „Okrzei” już w 1945 roku rozbroili posterunek MO w Nawojowej, potem w Korzennej, a w Nowym Sączu wysadzili w powietrze pomnik Armii Czerwonej. W tym mieście w 1946 roku zdobyli magazyn broni na dworcu kolejowym. Po jakimś czasie podzielili się na 3 oddziały. Jeden z Andrzejem Szczyptą, ps."Zenit" stacjonował na Górze Chełm nad Grybowem. Grupa Mariana Mordarskiego „Ojca” stacjonowała na Sopatowcu, nad Obidzą. Trzecim był oddział Bronisława Bublika „Żar”. Potem te oddziały stanowiły 7, 8 i 9 kompanię wielkiego zgrupowania partyzanckiego „Błyskawica” mjr. Józefa Kurasia „Ognia”. 

Aż do 1955 roku ukrywała się nad Obidzą, na górze Czeremcha, grupa Stanisława Perełki. Była mała, liczyła 4 ludzi, którzy stanowili właściwie tzw. grupę przetrwania. W czasie obławy w 1955 roku 2 z nich poległo, 2 udało się uciec. – Zawsze, kiedy mówię publicznie o wyklętych spotykam się z zarzutami ich rzekomego bandytyzmu, działaniu na szkodę Polski, etc. Tłumacząc często historię, opowiadając o niej, posiłkuję się różnymi opracowaniami, często także autorstwa ubeków. Szukam powiązań, szerokiego tła. Dziś o wielu partyzantach mówi się dobrze, ale o wielu pamięć jest zła. Musimy jednak wiedzieć, że Urząd Bezpieczeństwa Publicznego nagminnie robił prowokacje. To ubecy przebierali się za oddziały partyzanckie i atakowali sklepy spółdzielni, markowali kradzieże, napady, po to, żeby te rzeczy poszły na konto partyzantów, żeby komuniści mogli budować legendę polskich żołnierzy podziemia niepodległościowego jako pospolitych bandytów – opowiada Olesiński.

Czarna legenda ciągnie się m.in. za Stanisławem Perełką. Olesiński przyznaje, że nasłuchał się opowieści, że to złodziej i że bandyta. – Kiedy byli grupą przetrwania oddział Perełki zarabiał na życie dochodowym wtedy wikliniarstwem. Siedzieli w tej kryjówce i pletli koszyki, i inne przedmioty z wikliny, które po cichu potem rozprowadzali. Był jeden incydent, kiedy głodowali, nie mogli zdobyć pożywienia, to poszli do jednego gospodarza po owcę. Gospodarz poszedł po śladach za nimi, po tych śladach poszła ubecja i zrobiła obławę na grupę Perełki – mówi Kamil Olesiński.