Iskra

Grzegorz Brożek

Codzienna prasa lokalna poinformowała o nieszczęśliwym wypadku. Wyszło w zasadzie na to, że Jezus Miłosierny spalił ludziom dom.

Iskra

W jednej z dużych parafii w powiecie tarnowskim trwa właśnie peregrynacja kopii obrazu Jezusa Miłosiernego po rodzinach. Kilka dni temu  doszło do dramatycznych wydarzeń. Otóż w czasie, kiedy jedna z rodzin odprowadzała, przekazywała obraz sąsiadom od prawdopodobnie pozostawionej płonącej świecy zajęły się firanki i zaczął płonąć drewniany dom, którego nie udało się od pożaru uratować. Wracający gospodarze starali się uchronić od zniszczenia część rzeczy, ale w wyniku kontaktu z ogniem sami zostali poparzeni. Co gorsze, dom nie był ubezpieczony. Znaleźli się zatem w skrajnie trudnym i dramatycznym położeniu.

O tym, że Jezus Miłosierny w zasadzie maczał palce w pożarze domu poinformowała jedna z lokalnych gazet dając dużemu artykułowi tytuł sugerujący, że taka interpretacja bardzo jest na rzeczy: „Żegnali obraz Miłosiernego Jezusa, gdy ich dom stanął w płomieniach”. Takie sformułowania uruchamiają błyskawicznie falę hejtu, sieciowej nienawiści: to modlili się zamiast ratować? Zabobon i gusła oraz ciemne średniowiecze. Wymyślają łażenie z podobiznami. Taki obraz to nieźle zarabia „co łaska”.

Ogólnie prawie zero współczucia dla rodziny w naprawdę trudnym położeniu, tylko kopanie niewygodnej rzeczywistości. Bo zawsze dobrze jest dołożyć katolikom, co to – zdaniem jednego z wypowiadających się w komentarzach – są najgłupszą nacją na świecie, czego ten przypadek ma rzekomo dowodzić.

Cicho w tym zgiełku tylko brzmi głos gospodyni, która przyznaje, że pożar to ich nieostrożność, może wina. A Jezus? – Może właśnie uratował nam życie? Bo przecież równie dobrze do pożaru mogło dojść w nocy, kiedy byśmy spali - mówi. Ale wtedy podgrzanie tematu byłoby trudniejszym zadaniem.