Goście ŚDM poznali trud pielgrzymowania

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 21.07.2016 17:50

Pielgrzymi z okręgu mieleckiego wraz z gospodarzami szli do Chorzelowa.

Goście ŚDM poznali trud pielgrzymowania Francuski pielgrzym z polskim dzieckiem na ramionach w drodze do sanktuarium w Chorzelowie. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

- Chcieliśmy im pokazać ten polski zwyczaj pątniczy, pielgrzymi. To nasz klimat. Oni chyba takiego masowego pielgrzymowania nie znają - mówi ks. Tomasz Krawiec z Mielca, okręgowy duszpasterz młodzieży. Przyznaje przy tym, że widać po nich zmęczenie. - Chyba nie końca byli przygotowani na taki trud - dodaje.

Największe utrudzenie widać po pielgrzymach z Rwandy, którzy w czasie Dni w Diecezji mieszkają w Wadowicach Górnych. Sami przyznają, że są zmęczeni, ale przez rodziny zostali bardzo życzliwie przyjęci. - Traktują nas jak własne dzieci. Dostaliśmy dzisiaj nawet od nich kieszonkowe - mówi abbé Viateur Safari z Rwandy.

Oprócz nich w okręgu mieleckim mieszka 250 pielgrzymów z Francji i 50 Węgrów. Wśród Francuzów jest spora grupa osób z Bliskiego Wschodu - Libańczycy, Syryjczycy i Irańczycy. Wzbudzają zainteresowanie, kiedy śpiewają po arabsku. - Na terenie mojej parafii mieszka 57 różnych narodowości. To bardzo duży zlepek kultur, zwyczajów, język w tym wszystkim to jest najmniejszy problem. Niełatwo się tam pracuje - mówi ks. Sławomir Głodzik, który z nimi przyjechał, kapłan pochodzący z diecezji tarnowskiej, a pracujący w Francji.

Goście ŚDM poznali trud pielgrzymowania   Pielgrzymom z Francji z diecezji Creteil towarzyszy biskup diecezjalny Michel Santier. Beata Malec-Suwara /Foto Gość Z nim jest tu także ponad 20 księży (1/6 diecezji Créteil) i tamtejszy biskup diecezjalny Michel Santier. I on szedł pieszo z Mielca do sanktuarium Matki Bożej Królowej Rodzin w Chorzelowie. - Młodzi to dla mnie priorytet - przyznaje biskup. - Oni są tutaj i ja chcę z nimi być. Czuję się za nich odpowiedzialny - dodaje.

Wśród francuskich pielgrzymów jest też Polka urodzona w Paryżu. - Moja mama jest z Warszawy, a tata z Krakowa i oni mnie nauczyli po polsku. Poza tym jestem w Polsce przynajmniej raz w roku na święta Bożego Narodzenia - mówi Kasia. Chwali także rodzinę, u której mieszka. - Przyjęli mnie jak swoją. Nawet szlafrok dali. No i oczywiście masę jedzenia i wszystko domowe. Zresztą każdy, z kim rozmawiam, mówi, że jest tu super i chętnie przeprowadziłby się do Polski, nie chcą już stąd wyjeżdżać - dodaje.