Osiemnastka ks. Gurgacza

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 05.09.2016 11:10

Tym razem na Hali Łabowskiej było hucznie. Z udziałem wielu sądeczan, przyjezdnych, nawet z Warszawy, Wrocławia czy Jabłonicy, ministra i biskupa.

Osiemnastka ks. Gurgacza   Na Hali Łabowskiej od co najmniej osiemnastu lat gromadzą się ci, którzy kultywują pamięć o ks. Gurgaczu i żołnierzach niezłomnych. Beata Malec-Suwara /Foto Gość Na Hali Łabowskiej po raz 18. odprawiona została Msza św. w intencji ks. Władysława Gurgacza SJ i poległych żołnierzy PPAN. Przewodniczył jej biskup Leszek Leszkiewicz. W uroczystości uczestniczył także minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Byli samorządowcy, parlamentarzyści, żołnierze, harcerze, orkiestra wojskowa i około tysiąca uczestników. Nie tylko sądeczanie, ale i przyjezdni, z Warszawy, Krakowa, Wrocławia i Jabłonicy, rodzinnej wsi ks. Władysława Gurgacza.

Na Hali Łabowskiej była siostrzenica ks. Gurgacza, która cieszy się, że pamięć o wujku wraca. Rodzina nigdy o nim nie zapomniała. Pamięta proces, w którym jego i innych żołnierzy PPAN skazano na śmierć. - Jego proces był głośny. Miałam wtedy 17 lat, więc pamiętam, jak to wyglądało. Zresztą, jak dziś patrzę na zdjęcia jego żołnierzy, to rozpoznaję ich twarze. Przychodzili do nas, najczęściej w niedzielę - mówi, zauważając, że wujek był przede wszystkim księdzem. Od dziecka w ten sposób się bawił. Nie biegał z pistoletem w ręku, ale wycinał komunikanty z papieru. - Zresztą jego mama zawsze go za to ganiła, że to nie wypada - opowiada jego siostrzenica.

Ten proces także najbardziej poruszył biskupa Leszkiewicza, kiedy czytał o ks. Gurgaczu. W homilii zwrócił uwagę na wartość i szlachetność człowieka. - Nie jesteśmy tutaj po to tylko, by wspominać, ale pójść tą samą drogą, dać z siebie coś Ojczyźnie, bo wierzymy, że w służbie Ojczyźnie objawia się Bóg - mówił biskup. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że przyszło nam żyć w czasie, w którym wokół jest bardzo wiele zła, niedobrej energii. Obyśmy nie doczekali czasów, kiedy będzie wojna. Ale świat, który nie buduje na wartościach, który nie jest szlachetny, oddala się od Ewangelii Chrystusowej, jest światem podłym, jest światem, który niesie zniszczenie. Tak było w czasie o. Władysława - dodał.

Z kolei minister obrony narodowej Antoni Macierewicz zauważył, że to właśnie stąd rozpościera się pamięć o tych, którzy poświęcili wszystko dla Polski. - To stąd, z tych gór waszą determinacją i wiernością wołała pod niebiosa krew polskich bohaterów - mówił.

Osiemnastka ks. Gurgacza   Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz na Hali Łabowskiej wręczył kpt. Stefanowi Kuligowi złoty medal za zasługi dla obronności kraju. Beata Malec-Suwara /Foto Gość Od 18 lat na Hali Łabowskiej odprawiana jest Msza św. w intencji ks. Władysława Gurgacza SJ i poległych żołnierzy PPAN. - Dziś widać, jak ci nasi żołnierze wracają z lasu do wsi i miast. Pierwszą Mszę odprawiłem sam, za rok było nas już trzech księży, w tamtym roku osiemnastu, w tym roku dołączył do nas biskup - zauważa ks. Henryk Michalak, pochodzący z diecezji warszawskiej. Mówi, że dużo się nauczył od ks. Gurgacza. - To święty człowiek, męczennik naszych czasów. Modlę się o to, by był ogłoszony błogosławionym.

Nie on jeden. Takich jest tutaj wielu. Jerzy Basiaga i Kazimierz Śnieżek z Fundacji "Osądź mnie, Boże", która jest organizatorem Mszy na Hali Łabowskiej, także są święcie przekonani o świętości ks. Gurgacza. Odbyli już wiele podróży do miejsc z nim związanych i rozmów z ludźmi, którzy go pamiętają. Doświadczają przy tym cudownego wsparcia.

Pan Kazimierz opowiada, jak to jednego dnia, po przemierzeniu 350 km za odkrywaniem nowych spraw związanych z ks. Gurgaczem, znika mu czyrak, który miał pod pachą. Pan Jerzy z kolei przekonuje, że na pewno nad organizacją tych spotkań na Hali Łabowskiej ktoś na górze czuwa. - W pewnym momencie niektóre sprawy zaczęły się dziać nie po naszej myśli, ale za kilka godzin wszystko się zmieniało i układało po swojemu - dodaje.

O beatyfikację ks. Gurgacza modli się także Stanisław Szuber z Oświęcimia. - Pochodzę z jego sąsiedniej rodzinnej wsi. Choć chciano o nim zapomnieć, on nigdy nie umrze w pamięci narodu - dodaje.

Dziś nawet ci ludzie, którzy nie byli przekonani do ks. Gurgacza, nie popierali jego decyzji o przeniesieniu się do lasu, by służyć młodym partyzantom i Ojczyźnie, sami zaangażowali się w sprawę.

Zresztą to, że ksiądz działa wśród partyzantów, było zaskoczeniem i dla nich samych. Kapitan Zbigniew Obtułowicz spotkał ks. Gurgacza trzy razy. - Pierwszy raz nad rzeką Kamienicą, na Popardowej, wtedy był także chyba Pióro, Mietek Rembiasz i ja. Nie przedstawialiśmy się sobie. Krótko omówiliśmy, jak będziemy działać i co będziemy robić. Wtedy na tapecie było zjednoczenie PPR-u z PPS-em. Mieliśmy na celu jak najwięcej uświadamiać ludzi, żeby byli przeciwni temu. To zagrażało demokracji. Był luty, może marzec 1948 roku - opowiada.

To, że wśród partyzantów działa ksiądz, dowiedział się już później, na Barnowcu, po stworzeniu oddziału. - Było tam paru ludzi, on nosił koloratkę. To były trudne czasy, nie wiadomo było, kto kim jest. Wtedy nawet wielu ludzi ze wsi należało do PPR-u. Z perspektywy czasu uważam, że nawet nie było sensu tworzyć tego oddziału, był bez szans - ocenia Obtułowicz. - Wielu wspaniałych ludzi zginęło bądź zostało wywiezionych do Łagrów - dodaje.

Żołnierze niezłomni byli skazani na niepowodzenie i cierpienie. - Ale z ideą - dopowiada ktoś, kto przysłuchuje się naszej rozmowie.