Zając jest Mietka, Józka czy Staszka?

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 03.11.2016 10:40

W okolicach wspomnienia św. Huberta, które przypada 3 listopada, koła łowieckie obchodzą swoje święta.

Pokazy psów łowieckich, polowanie na lisa i inne atrakcje IV Hubertusa Okręgu Tarnowskiego ściągnęły na dziedziniec zamku w Nowym Wiśniczu sporo ludzi. Pokazy psów łowieckich, polowanie na lisa i inne atrakcje IV Hubertusa Okręgu Tarnowskiego ściągnęły na dziedziniec zamku w Nowym Wiśniczu sporo ludzi.
Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Na terenie okręgu tarnowskiego Polskiego Związku Łowieckiego działają 64 koła łowieckie, w których zrzeszonych jest prawie dwa tysiące myśliwych. Od czterech lat Hubertus organizowany jest na szczeblu okręgowym, ale świętują go też poszczególne koła oddzielnie. Niektóre z nich w tym roku obchodzą 60-lecie działalności.

Czas spotkania myśliwych to okazja także do dyskusji o palących kwestiach. Żywo dyskutowanym obecnie problemem jest zmiana prawa łowieckiego. Kilka lat temu Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy łowieckie i statut działają niezgodnie z polską konstytucją. Głównym problemem jest to, że właściciele gruntów nie byli ujmowani jako partycypujący w zarządzaniu zwierzyną dziko żyjącą.

- W chwili obecnej jest bardzo duże lobby ze strony rolników za pośrednictwem izb rolniczych, aby zwierzyna była własnością tego, na którego gruncie ona żyje. Na Zachodzie mniejszy z tym problem, bo właściciele ziem mają po 10 czy 20 hektarów, ale u nas, zwłaszcza na południu Polski, gdzie to rolnictwo jest bardzo rozdrobnione na 20 czy 30 arów, trudno byłoby dociec, czy ten zając jest Mietka, Józka czy Staszka. W tym jest cały problem - tłumaczy członek Naczelnej Rady Łowieckiej Janusz Garbarz, członek Koła "Naddunajeckiego" z Żabna.

Rolnicy chcą także nadzorować teren łowiecki, na którym poluje dane koło. - Jeśli by tak było, to łowiectwo wymknęłoby się spod kontroli - uważa Garbarz. - Rolnicy chcą, żebyśmy się zapisywali się u nich dwa tygodnie przed tym, jak wyjdę w teren. Musiałbym dzwonić do właściciela gruntu, który może przebywać nawet za granicą, w Stanach, Włoszech, Belgii, i ustalać z nim, czy mi pozwoli, żebym za dwa tygodnie mógł wyjść na polowanie. A za dwa tygodnie to może lać i w ogóle nie pójdę. To jest niewykonalne - uważa Garbarz.

Tłumaczy, że zmiana w tym kierunku doprowadzi do komercjalizacji łowiectwa. - Będzie stać na to tylko bogatych, zwłaszcza zza granicy. Przyjadą Niemcy, wykupią obwód i wystrzelają wszystko do nogi, podziękują i pojadą, a później taki obwód, żeby "odbudować", musi minąć wiele lat - mówi. - Szanujmy to, co wypracowaliśmy u nas. Nasz system i profil polowania, który obowiązuje od 90 lat, jest wzorem dla innych, a my go chcemy zniszczyć.

Więcej na ten temat można przeczytać w bieżącym numerze Gościa Niedzielnego w artykule "Polowanie na myśliwych".