Klasztor jak forteca obronna

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 17.02.2017 17:10

Rafał Nijak dokonał rekonstrukcji zabudowań kompleksu dawnego klasztoru bernardynów w Tarnowie. Tylko zobaczcie...

Klasztor jak forteca obronna - To była prawdziwa forteca obronna. Miejsce ufortyfikowane bardziej niż sam Tarnów - twierdzi dr Rafał Nijak Beata Malec-Suwara /Foto Gość

- Jestem tarnowianinem, konserwatorem zabytków i widzę, jak ta materia niszczeje. Chciałbym ruszyć ten zabytek, jeszcze dokładniej go przebadać, najlepiej z grupą różnych specjalistów. To jest nasz spadek po przodkach, choć obecnie mało kto potrafi dostrzec tę zabytkową, niestety niemą materię, która wśród krzyku współczesności sama się nie obroni, nie zwróci na siebie uwagi, lecz potrzebuje głosu ludzi świadomych i mądrych, potrafiących z wrażliwością wznieść się ponad codzienność - mówi o pozostałościach dawnego klasztoru bernardynów dr Nijak, konserwator dzieł sztuki, pracownik ASP w Warszawie. Od 2013 roku z badawczą dociekliwością przygląda się temu jednemu z najstarszych i najważniejszych zabytków Tarnowa.

Kiedy oprowadza po terenie dawnego klasztoru i opowiada o nieistniejącym kościele pw. Matki Bożej Śnieżnej, trudno nie odnieść wrażenia, że nie widzi w tym miejscu budynku i pokoi Zarządu Dróg i Komunikacji, Miejskiego Zarządu Cmentarzy, kancelarii adwokackich, ale właśnie tę dawną przestrzeń. Opowiada o prezbiterium, które powstało najwcześniej, a potem do niego dobudowywano całą resztę. Dziś to właśnie jego zewnętrzny układ najbardziej przypomina o tym, co było tu kilka wieków temu.

- Od tej strony widać najlepiej - wskazuje na południowo-wschodnią ścianę prezbiterium. - Tutaj najprawdopodobniej były skarbiec i zakrystia. To był prawdziwy gotyk. Oczywiście, bez tych okien, było tu tylko jedno - wyjaśnia.

Opowiada o oryginalnych gotyckich przeporach, elementach z piaskowca, autentycznych napisach gotyckich przebijających się przez mury (łącznie z chrystogramem), wirydarzu, przez który poprowadzono w XVIII w. dalszą część ul. Bernardyńskiej, burząc część kompleksu, krętej klatce schodowej schowanej w murach, malowidłach ściennych, które istnieją pod warstwą tynku i przemalowań, o czym wiemy po dokonanych przez niego odkrywkach.

Zobaczcie, jak wyglądał dawny klasztor bernardynów:

Rekonstrukcja zabudowań kompleksu dawnego klasztoru bernardynów w Tarnowie
TheRrafo

Budowę rozpoczęto w drugiej połowie XV w. z inicjatywy Jana Amora Tarnowskiego, właściciela miasta, specjalisty w dziedzinie obronności, co ma znaczenie także i dla tego kompleksu, nazywanego w źródłach nie przez przypadek "zamkiem".

- To była prawdziwa forteca obronna. Miejsce ufortyfikowane bardziej niż sam Tarnów - twierdzi R. Nijak. Na dowód pokazuje ponadmetrowej grubości mury, które pełniły funkcje obronne, i fragment zachowanej strzelnicy. Opowiada o pracach wykopaliskowych, jakie na pl. Morawskiego w latach 2001 i 2002 oraz w 2015 roku przeprowadził Eligiusz Dworaczyński.

Badania ujawniły istnienie na tym miejscu rozbudowanych fortyfikacji obronnych pochodzących najprawdopodobniej z I połowy XVI w. Fortyfikacje murowane z cegły składały się z dwóch prostokątnych bastei orientowanych na północ i wschód. Każda z nich posiadała otwory strzelnicze i korytarze prochowe prowadzące do zabudowań kościelnych.

- W kronice klasztornej istnieją zapisy, że na tym obszarze przez 30 lat zamontowane były na stałe dwie armaty, które później stąd ewakuowano do Krakowa, prawdopodobnie w celu obrony miasta przed Szwedami, na co wskazuje data ich transportowania - 1655 rok - mówi R. Nijak.

Ostatnim z konserwowanych tu przez niego reliktów są kute, metalowe drzwi pochodzące zapewne ze starego klasztoru bernardynów, a dziś zamontowane wtórnie w budynku przy ul. Bernardyńskiej 24. - Takie drzwi budowano w miejscach, które broniły dostępu do czegoś cennego, normalnie byłyby drewniane - wyjaśnia konserwator. - Nosiły ślady po mocnych uderzeniach. Ktoś kiedyś z pewnością próbował je sforsować. Być może te ślady mają związek z jednym z dwukrotnych najazdów Szwedów? Nie wiadomo. To tylko hipoteza, ale takie skojarzenie nasuwa się pod wpływem czytanych opisów, jak to Szwedzi wyłamywali poszczególne drzwi klasztoru, wkradli się nawet do zakrystii.

Trzeba pamiętać, że bernardyni zostali sprowadzeni do Tarnowa w innych celach niż obronne. - Ale takie były czasy - zaznacza konserwator, zauważając, że jest to miejsce pod wieloma względami szczególne dla Tarnowa. - Zależałoby mi na tym, żeby ten relikt nie niszczał i żeby z wielką rozwagą podchodzić do tego miejsca. Nie budować tutaj niczego takiego, co by zaburzyło to, co do dzisiejszego dnia pozostało. Natomiast prezbiterium warto byłoby przywrócić pierwotny kształt. Tam najprawdopodobniej najwięcej ocalało - przekonuje, zapewniając, że to jeszcze nie koniec jego prac związanych z tym miejscem.

Zupełnie nieprzebadane są część przyziemia i znajdujące się tu krypty. Chowano w nich zmarłych zakonników czy dobrodziejów klasztoru. Podobnie teren wokół kościoła Matki Bożej Śnieżnej stanowił cmentarz, który zapełniał się grobami szczególnie w czasie epidemii, jakie nawiedzały Tarnów. Przed głównym wejściem do dawnego kościoła, które znajdowało się na wprost załamania ul. Bernardyńskiej z Szeroką, jest pochowany pierwszy biskup tarnowski Jan Duwall, zmarły 17 grudnia 1785 r.

Kasata klasztorów, prowadzona na szeroką skalę za cesarza Józefa II, doprowadziła 20 maja 1789 r. do likwidacji klasztoru bernardynów i kościoła Matki Bożej Śnieżnej. Zakonnikom pozwolono przejąć pobliski klasztor i kościół po konwencie bernardynek, skasowanym z kolei w 1781 r.

W opuszczonym kompleksie zamierzano utworzyć seminarium duchowne. Jego plany na bazie zastanych dóbr tworzył Franciszek Grottger. Dziś to one posłużyły R. Nijakowi jako jedno z bezcennych źródeł rekonstrukcji tego miejsca. Seminarium nigdy tu nie utworzono, za to ulokowano w tym miejscu sąd szlachecki, a później obwodowy, więzienie, a do 1960 r. działał tu także miejski ratusz.