Mocne ramię Boga

Grzegorz Brożek Grzegorz Brożek

publikacja 19.03.2017 09:10

Comiesięczne czuwania młodzieżowe "Droga wewnętrzna" u redemptorystów w Tuchowie cieszą się coraz większą popularnością.

Mocne ramię Boga Grzegorz Wacław "Dziki" w bazylice w Tuchowie na spotkaniu z młodymi Grzegorz Brożek /Foto Gość

- Przed Światowymi Dniami Młodzieży był pomysł, by organizować w bazylice czuwania. Mój poprzednik o. Łukasz Wójcik spotykał się z młodzieżą oazową, żeby przygotować się do ŚDM. Wtedy zrodził się pomysł, by były to cykliczne spotkania comiesięczne - opowiada o. Paweł Zyskowski, redemptorysta, duszpasterz młodzieży.

Pomysł chwycił. Mało tego - czuwania, pierwotnie pomyślane dla grupy apostolskiej, oazowej, zaczęły przyciągać także inną młodzież. Parafialną i młodych z miejscowości. Na początku brało w nich udział 20 osób. Teraz przychodzi 200. Na czuwaniu lutowym było nawet 300. - Z całego dekanatu. To są także bierzmowani. Włączamy ich w comiesięczną celebrację liturgiczną. Nie mnożymy bytów, tylko zapraszamy na czuwania - tłumaczy o. Paweł.

W zeszłym roku spotkania oparte były o sakramenty. - W tym roku - pomyśleliśmy z braćmi, bo to także inicjatywa naszych kleryków - by jakoś to nazwać. Przyjęła się "Droga wewnętrzna". Bo nasze chrześcijaństwo jest drogą, a chodzi nam o rozwój duchowy - dodaje ks. Paweł.

W październiku w kontekście Dnia Edukacji Narodowej było o tym, że Jezus jest nauczycielem. W listopadzie - czuwanie z relikwiami o świętych. W lutym ks. Grzegorz Szczygieł, saletyn z Rzeszowa, mówił o uwielbieniu. Tytuł spotkania: "Level up". - Dziś "Mocne ramię", bo Grzegorz Wacław "Dziki" ma taką firmę, która robi koszulki chrześcijańskie. On o tym też będzie mówił, jak Bóg mocnym ramieniem wyciągnął go ze śmierci do życia - mówi o. Zyskowski.

Czuwania są pisane pod młodych. Są cykliczne. To ważne wydarzenie w dekanacie i okolicy. Są tacy uczestnicy, którzy przyjeżdżają spoza Tuchowa, czasem nawet nie z najbliższej okolicy, ale z dalsza. Cały miesiąc czekają na kolejne. Ojciec Paweł dostaje mailem świadectwa, że są im te czuwania potrzebne, że spotkali Pana Boga, że do nich na adoracji w czasie czuwań przemówił, że się nawracają, że ich coś poruszyło. Ogólnie, że ma to sens.

Po Mszy św. zaczyna się czuwanie. Jest nabożeństwo słowa Bożego z konferencją, Potem idą na drożdżówkę i herbatę i wracają na adorację Jezusa Eucharystycznego. Ostatnia część - uwielbienie - jest dla chętnych. A mimo to, i późnej zazwyczaj godziny, zostaje na adorację wielu tych, którzy wysłuchali konferencji.

Świadectwo "Dzikiego" na następnej stronie.

Dziś konferencję w formie świadectwa głosi Grzegorz Wacław "Dziki". - Moja rodzona siostra mówi o Grzegorzu "Pan Dziki". Grzegorz, zapraszamy - zachęca o. Paweł. Przed ołtarzem staje facet. Lat 46, morowe spodnie, skórzana katana, bluza z kapturem. Zaczyna opowiadać.

"Dziki" mówi o tym, jak dorastał, jak w szarej rzeczywistości głębokiej komuny zafascynowali go punkowie, ich muzyka, ich kolorowe stroje, jak buntował się, jak ojca nie było w domu, więc żył w złości przeciw swojej matce, która była dla niego uosobieniem konformizmu, jak chodził w glanach i irokezach naprzeciw skinom, jak uciekł z domu, jak poznał Tomka Budzyńskiego z Armii, jak został technicznym w tej ekipie muzycznej i skakał saltem do tyłu ze sceny w tłum ludzi, jak szalał, pił wódę i ćpał, i wreszcie - jak dostał w łeb wiadomością, że "Budzy" się nawrócił. Szok.

- Gdy się dowiedziałem, to normalnie szła mi piana. Widzieliście wściekłego psa, który toczy pianę? No. To wiecie, jak wyglądałem. Ponad 15 lat nie byłem u spowiedzi, a ten mi tu, że do kościoła chodzi, że na Mszę. Od Grześka Górnego dostałem - pamiętam - pytanie, czy jestem wierzący. Jasne, że wierzący, ale nie w Kościół. Bardziej w Boga i jakąś wszechgalaktyczną inteligencję, coś takiego. No to mi odpowiedział, że nie można być wierzącym niepraktykującym, bo to tak, jakbym był żyjącym, ale nieoddychającym. Zły byłem na tego gościa, ale dał mi w prezencie jakiś wisiorek, medalik - opowiadał "Dziki".

Wreszcie jakby zaciągnęli go do paulinów w Warszawie. Skusili go, że tam różne rzeczy się dzieją, czasem niektórzy mówią w językach, które nie istnieją, a takie rzeczy mu się podobały. Poszedł. Stanął z tyłu. Gdy była Komunia, księża ruszyli. Jeden próbował w lewo, potem w prawo, ale tam był już kapłan, potem znów w drugą stronę, ale tam też był ksiądz z Panem Jezusem. Zaczął zbliżać się do tyłu kościoła.

- Stałem oparty o drzwi i widziałem, że on idzie, i widziałem, że w tym kościele jakby wszyscy zaczęli się rozstępować, a ten ksiądz wali jakby wprost na mnie. Podszedł - nie wiem, czemu do mnie - dotknął mojego ramienia i powiedział trzy w zasadzie słowa, które zmieniły moje życie: "Jezus Chrystus cię kocha" - opowiadał "Dziki".

- Potem było uwielbienie. Od ołtarza ksiądz jakiś mówił, że jest tu osoba, którą boli noga, ale już ból ustał i nie wróci, i ktoś zrywał się i mówi: "To ja". Potem ktoś wstał z wózka. Potem słyszę, jak mówią od ołtarza, że ktoś nie słyszał i teraz już słyszy. Pytają: "Jak masz na imię? Podejdź do ołtarza". A ktoś z kościoła krzyczy: "To ja, ja słyszę!". Od razu pomyślałem, że to niemożliwe, że nauka zna odpowiedzi na to, co się dzieje. Po prostu puściła jakaś masowa histeria. Ale cały czas pracują we mnie te trzy słowa: "Jezus Chrystus cię kocha". Myślę sobie: "Panie Jezu, ja w Ciebie nie wierzę, ale jak to wszystko, co tu się dzieje, to jest prawda, to uwierzę". I słyszę, jak facet spod ołtarza mówi do mikrofonu: "Tu jest taki młody mężczyzna. Jezus Chrystus dziękuje ci, że mu odpowiedziałeś w swoim sercu". I ja wiedziałem, że to jest do mnie - zapewnił.

- Wszystko, co było dotąd, zawaliło się. Rozpłakałem się. Ryczałem długo, jakby puściła tama, zasmarkałem się cały, szlochałem tak głośno, że "Budzy", który był w kościele gdzieś przy ołtarzu i słyszałem, jak się wydziera: "Chwała Panu!!! Jeee...!!!", usłyszał mnie. Był w takim swetrze. Przyszedł do mnie do tyłu, podszedł i pyta: "Myszko, co ci?". "Myszko", bo tak na mnie mówili w Armii”, bo byłem maskotką - najmłodszy w ekipie. Tylko że zamiast ochrzcić mnie Myszka Miki, to wołali na mnie "Myszka Dziki". No więc pyta: "Co ci?". Potrafiłem tylko wyryczeć: "Tomeeeeek" i wtuliłem się w ten jego sweter, który tak nasiąknął moimi łzami, że w parę minut wyciągnął się pod ciężarem wody - opowiadał G. Wacław.

To był początek. Potem trafił na ponad 20 lat do wspólnoty neokatechumentalnej. Tam poznał żonę. Mają pięcioro dzieci, mieszkają w Warszawie. Jezus nie tylko dał mu łaskę poznania, łaskę wiary. - Jedną z ważniejszych rzeczy jest to, że Jezus uzdolnił mnie do tego, iż mogłem prosić moją matkę o wybaczenie tych win, które miałem wobec niej. Dostałem Ducha Świętego, który pozwolił mi to zrobić. Ten sam Duch dziś pozwala mi prosić moją żonę o przebaczenie, gdy się poprztykamy. I to jest coś niesamowitego. Trzy słowa zmieniły moje życie. Ta wiadomość, że Jezus mnie kocha - podkreślił.