Byli w Grobie! Tym jedynym…

ks. Zbigniew Wielgosz ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 31.03.2018 13:56

Dziewięciu wolontariuszy i jeden ksiądz pomagali w remoncie Centrum Informacji Chrześcijańskiej, gdzie będzie mieściło się muzeum Grobu Pańskiego.

W Przedsionku Anioła w kaplicy Grobu Pańskiego w Jerozolimie W Przedsionku Anioła w kaplicy Grobu Pańskiego w Jerozolimie
Archiwum parafii

Półtorej roku wcześniej większość z nich była na pielgrzymce w Ziemi Świętej. – Poznaliśmy wtedy o. Tomasza Dubiela, franciszkanina pochodzącego z naszej diecezji – mówi Helena Walczak. – Nikt z nas nie przypuszczał, że będzie tam z powrotem i to w zupełnie innej roli – dodaje pani Helena. Już w czasie pielgrzymki dowiedzieli się o powstającym muzeum bazyliki Zmartwychwstania.

– W luźnych rozmowach o. Tomasz wypytywał nas o nasze umiejętności, zawody, pewno miał wobec nas jakieś plany. A roboty w budynku, który ma się stać muzeum, już trwały. Później, podczas pobytu o. Tomasza w Polsce, udało nam się z nim spotkać i wówczas padła wprost propozycja, by w roli wolontariuszy przyjechać do Jerozolimy i popracować przy remoncie przyszłego muzeum – mówi ks. Piotr Fryzowicz, wikariusz w Jurkowie.

 Na kogo liczył franciszkanin?

– Najbardziej liczył na naszych mężów i na ich budowlane umiejętności – śmieje się Teresa Kołodziej. A chodziło o stawianie ścianek, malowanie, układanie płytek, montaż instalacji elektrycznej, wentylacyjnej, remont tarasu i zabezpieczenie go przed kapryśną pogodą, przygotowanie sal multimedialnych. – Ale my sami stwierdziliśmy, że i nasze żony też się tam przydadzą, bo jak zaczęliśmy robotę, to wiadomo, pojawił się bałagan, a panie potrafią sobie z nim najlepiej poradzić – dodaje Henryk Kołodziej. Na miejscu okazało się, że „dziewczyny” przydały się nie tylko do sprzątania.

– Zdzierałyśmy starą farbę, nosiłyśmy worki z klejem, elementy konstrukcji, pracowałyśmy przy powstającej kuchni, żeby mogła służyć kafeterii na remontowanych tarasach – wylicza pani Helena.

 Hej, hej, hej, sokoły!

W czasie pobytu wolontariuszy powstała także kuchnia. – Pracowało czterech mężczyzn i ksiądz katecheta, który dzielnie walczył młotkiem, skuwał murki na tarasie, nosił ciężkie worki, a w międzyczasie pięknie przygrywał nam na akordeonie – mówi Stanisław Kowalewski. Nad falami kurzu unosiła się „Barka” albo wzlatywały w jerozolimskie niebo „Sokoły…”. Dzień pracy rozpoczynał się Mszą św. Panie przygotowywały śniadanie, później dołączały do panów. – Część z nas gotowała obiad, po południu znów trochę pracy około remontu. Ja byłam pierwszy raz w Ziemi Świętej, więc też zwiedzałam – mówi Aneta Kowalewska. Anna Mrózek pojechała z mężem Eugeniuszem. – Mąż robił na budowie, a ja… szefowałam – śmieje się pani Anna.

Paniom zdarzyło się też zbierać cytryny w ogrodzie klasztornym sióstr zakonnych niedaleko Bramy Damasceńskiej. – Rosły tam trzy drzewka cytrynowe, z których mogłyśmy zebrać około 70 procent owoców. Było ich ze 150 kilogramów. Mężowie ledwo je przywieźli na kwaterę, gdzie ręczną wyciskarką zrobiłyśmy sok do lemoniady dla turystów i pielgrzymów – opowiada pani Anna. Panowie trochę narzędzi i materiałów zabrali ze sobą. Resztę trzeba było kupować na miejscu. Tak poznali świetnie zaopatrzone żydowskie składy budowlane i sklepy branżowe, ale i arabskie sklepiki na Starym Mieście, gdzie obok straganów z pamiątkami można było zaopatrzyć się w baterie do wody.

 Całą noc przy Grobie

Aneta najmocniej przeżyła nocne czuwanie w bazylice Zmartwychwstania. – Bazylika jest zamykana o 19.00. Drzwi się zatrzęsły i zostaliśmy sami w środku. Z naszej grupy były jeszcze dwie panie i kilkanaście jeszcze innych osób. Z początku cisza przytłaczała. Nie można było spać, najwyżej drzemać na siedząco. Zdziwiła mnie bliskość Kalwarii i Grobu Jezusa. Dopadł mnie kryzys, ale pokusa zaśnięcia pierzchła, kiedy weszłam do Grobu, dotknęłam płyty, na której złożone było ciało Jezusa. Słowa zamierają, a człowiek po prostu się cieszy, że tu po prostu jest. Przez głowę przemknął mi film o życiu Pana Jezusa, jakie znam z ewangelii. Zobaczyłam też kadry z mojego… Tam się nie wierzy w zmartwychwstanie, tam się go dotyka! – opowiada dziewczyna.

 Czemu nie w Jurkowie?

Dla pani Teresy był to czas spokoju. – Kiedy wchodzisz z grupą, nie ma czasu, żeby się zatrzymać. W ciszy nocy ten czas jest ci dany, możesz przemodlić wiele spraw, wyciszyć, kontemplować. Bardzo miło wspominam udział w Mszy św. w klasztorze klarysek. Nie zapomnę śpiewu sióstr – mówi pątniczka. Pan Stanisław wspomina, że jak się jest pierwszy raz w Ziemi Świętej, to wszystkiego jest za dużo naraz. – Człowiek nie może wszystkiego ogarnąć. Jak już byłem drugi raz, to przeżycie było o wiele głębsze, szczególnie podczas Mszy św. w Grobie. Ciągle chodziło mi po głowie „tak było” – mówi pielgrzym. Pan Jerzy nie zapomni widoku Jerozolimy nocą z Góry Oliwnej.

– Dlaczego Pan Jezus wybrał sobie właśnie tamten kraj? Czy Jurków nie byłby lepszym miejscem? Kiedy się tam pojedzie, człowiek wie, że nie mógł wybrać inaczej. Nie bez powodu tę ziemię nazywa się Piątą Ewangelią – podkreśla. Pani Helena Walczak pojechała z mężem Markiem. – W Grobie Pańskim się nie dyskutuje. Po prostu się wie. A najpiękniej było nad Jeziorem Galilejskim, na Górze Błogosławieństw. Było zielono, śpiewały ptaki – jak w raju. Można było się wyciszyć, zatopić w tej przyrodzie, którą oglądał Jezus – podkreśla. – Cieszę się, że mogłam chodzić po tych samym kamieniach, po których chodzili Maryja, Jezus. Przeżyłam głęboko modlitwę na Kalwarii. A mogłam tam często zachodzić, bo od naszej kwatery było niedaleko. Nawet codziennie. Niezwykłe doświadczenie to Droga Krzyżowa uliczkami starej Jerozolimy, w hałasie, zgiełku, z modlitwą za krzyżem… Cały czas mnie ciągnie do Ziemi Świętej, chcę tam jeszcze wrócić – podkreśla pani Anna.

 Wie, co mówi

A ks. Piotr? – Trudno mnie gdziekolwiek wyciągnąć, bo jestem domatorem. Zniechęcała mnie perspektywa 11 dni poza Jurkowem. Ale teraz bym zgrzeszył, gdybym żałował wyjazdu. Najpiękniejszym przeżyciem była noc w bazylice Zmartwychwstania. Bałem się jednego. Że zasnę i będzie obciach wobec świeckich. Przecież to 9 godzin. Ale czas płynie tam inaczej, szybciej. Z drugiej strony ma się tam go jakby więcej, żeby posiedzieć, pomodlić się. Celebrowałem Mszę św. w Grobie Pańskim i uważam, że dla księdza nie ma piękniejszego miejsca, choć w Jurkowie jest ten sam Pan Jezus. Ponadto kapłan, który pielgrzymował do Ziemi Świętej, wie później, o czym mówi, kiedy tłumaczy ewangelie – uśmiecha się ks. Piotr.