Dwa medale Bernharda

Grzegorz Brożek

|

Gość Tarnowski 32/2018

publikacja 09.08.2018 00:00

Kiedy wybucha powstanie w Warszawie, w ciągu trzech dni alianci zaczynają loty z zaopatrzeniem. Wiele z nich kończy się tragicznie.

▲	Janina Nosek mówi, że pamięć o tych wydarzeniach jest naszym obowiązkiem. ▲ Janina Nosek mówi, że pamięć o tych wydarzeniach jest naszym obowiązkiem.
Grzegorz Brożek

Mieszkaliśmy tu, na Przydziałach, na winklu. Niedaleko. Spałem na strychu, bo było nas dużo w rodzinie. Noc była ciemna. Późno już bardzo, a głośno zrobiło się okrutnie. Było słychać jakby od Bochni huk i terkot karabinów. Jedne głośno i wolniej, drugie szybko i cieniej śpiewały. Dwa samoloty niemieckie leciały za dużym bombowcem, który się bronił. Widziałem ze strychu, jak gdzieś tak nad Grabnem odwinął ten uciekający na południe. Leciał i było widać za chwilę, że się już pali. Spadł tam, niedaleko, w wąwozie – wspomina wydarzenia z nocy 17 sierpnia 1944 roku Kazimierz Mleczko z Łysej Góry. Tak lot z pomocą dla walczącej Warszawy zakończył liberator EW-161 M z 31. Dywizjonu Południowoafrykańskich Sił Powietrznych (SAAF).

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.