Kto zadba o przekaz dziedzictwa?

Grzegorz Brożek Grzegorz Brożek

publikacja 04.10.2018 11:20

Tradycja i obyczaj będące narzędziem przekazywania tożsamości w rodzinie, także religijnej, są dobrem zarówno ważnym, pożądanym, jak niestety również zagrożonym.

Kto zadba o przekaz dziedzictwa? Kapliczka w Tarnowie-Mościcach wybudowana parę lat temu przez Renatę i Pawła Pachów integruje lokalną społeczność. Grzegorz Brożek /Foto Gość

Wojciech Włodarczyk z Męciny, pasjonat wsi, działacz chłopski, jednym ciągiem potrafi wymienić szereg obyczajów religijnych, które nadal funkcjonują. - Na Zielone Świątki oznacza się domy brzeziną. W Wielki Piątek po Niedzieli Palmowej rolnicy wbijają w pola krzyżyki z palminą, czyli poświęconymi gałązkami palm. Na Boże Narodzenie znaczy się drzwi. Na koniec oktawy Bożego Ciała święci się wianki z ziół, żeby potem uszczknąć w domu do herbaty, np. na ból żołądka. Zielone gałązki bierze się ze zdobień ołtarzy w Boże Ciało. U nas w Wielką Sobotę ludzie jeszcze z hubami przychodzą i biorą poświęcony ogień, zanoszą do domów, okadzają gospodarstwa – opowiada Włodarczyk. Sam przyznaje, że już nie zasiewa (a właśnie obsiane pola i obsadzane znaczone były palminą), ale krzyżyk z cząstką palmy wbija przed domem. – Nie tylko ja, bo widzę że sąsiedzi także. Jednak obyczaj ten trochę usycha – przyznaje. Inne jeszcze się utrzymują, choć też zapał ludzi odrobinę jakby stygnie. – Trzeba starać się, by obyczaje te jednak utrzymać, bo to zawsze był znak tożsamości polskiego chłopa, to związanie z wiarą całej działalności na roli – mówi. Utrzymują się jednak inne obyczaje, jak choćby modlitwa przy kapliczkach, czy w ogóle stawianie kapliczek przy drogach.

Dziura w murze
– Kiedyś jednak ludzie chcieli, budując domy, żeby u szczytu budynku przewidzieć (czasem sami już w budowie to robili) wnękę na figurkę Maryi, krzyż czy rzeźbę świętego. Dziś się to nie zdarza - mówi Paweł, tarnowski architekt. Kapliczki przydrożne, te, które możemy obserwować, to efekt pracy i wiary głównie naszych przodków sprzed dwóch lub trzech pokoleń. Nowe są ewenementem. Obyczaj modlitwy, śpiewania majówek przy kapliczkach trwa, choć tłumy są mniejsze niż 30 lat temu. – Jak jestem u babci to czasem chodzę pod kapliczkę na majówkę. Przychodzi ze 20 osób. Większość to ludzie starsi, trochę jest małych dzieci, a brakuje takiego pokolenia rodziców, 30-40-latków – przyznaje Julia, 14-latka ze wsi pod Tarnowem. Wojciech Włodarczyk rozumie religijny charakter obyczajów wiejskich. – Trudno jednak odpowiedzieć, ilu ludzi kultywuje zwyczaj, rozumie znaki, które czyni, wierzy i chce uprosić Boże błogosławieństwo, a ilu po prostu nauczyło się kiedyś tak robić, ale z wiarą łączy to dziś bardzo luźno – mówi. 

Styl życia
Wszystko, co składało się na tradycję rodziną, w czym także mieści się religijny obyczaj, budowało zawsze tożsamość dziecka. Ewa Błaszczak, psycholog z Tarnowa, ten zbiór zachowań nazywa „stylem życia” rodziny. – To naturalny rytm funkcjonowania, zbiór zachowań. Dziecko często nie wie dlaczego coś ma robić, ale uczy się tego stylu przez uczestnictwo. Tym, co determinuje, jak żyje rodzina są system wartości i zbiór obyczajów. Jak w rodzinie jest pozytywna atmosfera, dziecko czuje się akceptowane, kochane i zaopiekowane, jak tradycje i obyczaj przekazywane są w przyjemny dla dziecka sposób, towarzyszy temu radość, dobra atmosfera, to tożsamość rodziny i wartości, stają się dla dziecka czymś naturalnym i akceptowanym. Jest duże prawdopodobieństwo, że po okresie naturalnego nastoletniego buntu dziecko powróci do tego, co stanowi o jego tożsamości, do tych zachowań, do afirmacji wartości rodzinnych – mówi Ewa Błaszczak. Jeśli zaś rodzinnej tradycji, choćby religijnej, towarzyszy przymus, brak radości, smutek, złość, to dziecko uczestniczy w tym czerpiąc także te złe emocje. Niedobrze też na przekaz obyczaju i tradycji działa rodzic, który zamiast przewodnikiem, pokazującym ciekawy świat staje się policjantem wymuszającym posłuszeństwo. 

Musimy robić swoje
Dotyczy to przekazywania wszelkich obyczajów i tradycji. Także dobrych zwyczajów, którymi są np. żegnanie się przed kościołem czy krzyżem, czy używanie chrześcijańskiego pozdrowienia. – Ja nie mam z tymi dwiema rzeczami problemu, bo tak jestem w domu nauczona. Jak idę sama, ale jak idziemy większą grupą to trochę jest to wstydliwa sprawa, bo grupa wywiera presję, obśmiewa. Trudno jest nie ugiąć się – przyznaje 14-letnia Julka. Współczesna młodzież nie jest jednak ani gorsza ani lepsza od pokolenia swoich rodziców. – Oni mają tylko trudniej niż my. Mają dużo więcej zagrożeń, dużo więcej impulsów rozpraszających, dużo bardziej otoczeni są przez szum informacyjny, z którego niestety wylewa się niemało zła. Wreszcie, co chyba najtrudniejsze, nie zawsze mogą liczyć na rodziców, którzy bywają nieobecni, zapracowani – przyznaje Tomasz Wietecha, pedagog z Jadownik. Dlatego potrzebują mocnego oparcia w rodzinie. Wiesław Wójcik z Gromnika ma 4 dzieci. Trójka już osiągnęła pełnoletniość, córka najmłodsza jest nastolatką. – Dorosłe dzieci same mi opowiadały, że bardziej obserwowały mnie, niż słuchały tego co mówię. Więcej znaczyło dla nich to, co i jak robię, niż co mówię – mówi. Julka lubi kolędy, ale na wigilijne śpiewanie przy stole, mając 14 lat, trochę się krzywi. Z każdym rokiem trochę jakby cichnie przy „Dzisiaj w Betlejem”. – Ale moi rodzice, mój tato, który śpiewa w chórze, robią to głośno, radośnie i naturalnie – przyznaje. Dobrze, że dziecko widzi, że dorośli robią coś z przekonaniem, radością. Do pozytywnego doświadczenia może potem wrócić za rok, trzy czy pięć. – Musimy robić swoje. Nienachalnie pokazywać dzieciom, jak żyjemy, przekazywać jakiś wzór, ale zostawić im w ich dorastaniu trochę wolności – uważa Wiesław Wójcik. 

XYZ
Tradycja i obyczaj religijny żyją. Mają się nie tak dobrze, jak kiedyś, ale nadal nieźle. Pewien niepokój budzi wyrwa, którą w przekazie daje się zauważyć wśród millenialsów, ludzi mających dziś po 25, 30, 40 lat. Trochę zapatrzonych w siebie, skrajnie zapracowanych, trochę egoistycznych, szukających wygody, nieskrępowanego życia, żyjących według własnych reguł. Czy da się tę wyrwę zasypać? Nadgonić czas? Z obserwacji Julki wynika, że to właśnie millenialsów nie ma przy przydrożnej kapliczce na majówce. Stanowią „Pokolenie Y”. Amerykańscy badacze pokazują, że rośnie już „Pokolenie Z”. To dzisiejsi nastolatkowie. Są, według badań, konserwatywni, tradycyjni, bardziej moralni, także stosunkowo religijni. Jeśli dziś mówimy, że tradycja trochę przygasa, obyczaj jakby zamiera, to może oni nadadzą mu nową dynamikę?