Niebieski krzyż na piersi

gb

|

Gość Tarnowski 48/2018

publikacja 29.11.2018 00:00

Kiedy ruszasz na wędrówkę po górach, szczególnie w pojedynkę, pamiętaj, że nigdy nie jesteś sam.

Od prawej: naczelnik Michał Słaboń, obecny prezes Janusz Rutka oraz poprzedni prezes Jan Łuszczewski. Od prawej: naczelnik Michał Słaboń, obecny prezes Janusz Rutka oraz poprzedni prezes Jan Łuszczewski.
Grzegorz Brożek /Foto Gość

Stanisław Źrałka z Piwnicznej, ratownik z 28-letnim doświadczeniem, mówi, że ludzie nie doceniają gór. Zwłaszcza niskich. O Beskidach niektórzy mówią z pobłażaniem, że to góry kapuściane. – Idąc w wysokie góry, turyści jakoś z reguły się przygotowują. W góry niskie wychodzą na spacer, jak po pomidory do sklepu – mówi. Tymczasem mądrzy ludzie mówią, że wolności w górach, jak i w życiu, nie wolno zamienić w swawolę, bo to się kończy tragicznie. – Nie trzeba Tatr, by swawola skończyła się nieszczęściem – podkreśla ks. Krzysztof Czech, piwniczański proboszcz, kapelan Krynickiej Grupy GOPR.

Ludzie obowiązku

Stanisław Źrałka został GOPR-owcem, idąc śladem kolegów ze straży pożarnej, w której pracował zawodowo. – Zresztą jestem z gór, czuję się związany z górami, wychowałem się w górach. Pochodzę też z rodziny, w której poza pracą zawodową zawsze robiło się coś jeszcze. Nie zastanawiałem się, po co iść do GOPR-u. Trzeba pomagać, to się pomaga – mówi. Tu nie ma kalkulacji, tu nie ma profitów. – Ja chodziłem po górach jako turysta, byłem instruktorem narciarskim, więc pomyślałem, że skoro już tak z górami jestem związany, to mógłbym się przydać w ratowaniu ludzi – mówi Maciej Maślanka, kierownik piwniczańskiej sekcji operacyjnej Krynickiej Grupy GOPR, 25 lat w służbie. Na ponad 200 ratowników w krynickiej grupie tylko 13 jest zawodowych. Jedyna nagroda dla ratowników to czasem pełne „nabożeństwa” i wdzięczności spojrzenia na czerwony polar z niebieskim krzyżem na piersi. Największa nagroda to poczucie spełnionego obowiązku, że zrobiło się, co trzeba. – Urszula Ledóchowska mówiła, że obowiązek, choćby trudny i męczący, ochotnie spełniany zawsze daje radość i zadowolenie. Bycie ratownikiem to obowiązek. Podstawową rzeczą dla każdego człowieka jest wypełnienie swojego obowiązku. Gdyby wszyscy robili to, co do nich należy, być może na ziemi żylibyśmy w czymś na kształt raju – zastanawia się ks. Krzysztof Czech.

Bez względu na wszystko

Beskidy, kiedy trzeba ratować człowieka, potrafią być trudnymi górami. – Pierwsza trudność to olbrzymie kompleksy leśne. Druga to fakt, że są miejsca, w których nie ma pokrycia sygnałem komórkowym. Stąd zdarzają się nam akcje poszukiwawcze, które trwają nawet 20 godzin – przyznaje naczelnik Słaboń. Kiedy idą z pomocą, nigdy nie kalkulują. – Jedyne pytania, które sobie stawiamy, dotyczą technicznych aspektów akcji: czy jesteśmy w stanie wezwać śmigłowiec, jak zlokalizować człowieka potrzebującego pomocy. Ratownik idzie bez względu na porę, czas, bez względu na wszystko. Taka nasza służba, taką też składamy przysięgę – tłumaczy Michał Słaboń. Odpowiedzialna służba obciąża także psychicznie. – Dlatego obchodząc Święto Ratownika, spotykamy się najpierw w kościele. Nie dlatego, że taka tradycja, że tak trzeba, ale dlatego, że chcemy Bogu powierzyć życie i służbę, rodziny. Pomagając drugiemu człowiekowi – mówię to także jako ksiądz – często sami potrzebujemy pomocy, w różnych sprawach. Bóg dla ludzi gór jest pierwszą i najwyższą instancją – dodaje ks. Czech.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.