Nasi misjonarze męczennicy

ks. Zbigniew Wielgosz ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 01.11.2019 05:00

Nadzwyczajny Miesiąc Misyjny już minął. Dziś, w uroczystość Wszystkich Świętych, chcemy przypomnieć tych, którzy oddali swoje życie za wiarę i w służbie człowiekowi na misjach.

Bł. o. Zbigniew Strzałkowski.   Bł. o. Zbigniew Strzałkowski.
Beata Malec-Suwara /Foto Gość

bł. o. Zbigniew Strzałkowski

Najbardziej znany z nich to błogosławiony już o. Zbigniew Strzałkowski, który razem z o. Michałem Tomaszkiem został zamordowany z nienawiści do wiary i Kościoła w peruwiańskim Pariacoto 9 sierpnia 1991 r. przez terrorystów z Komunistycznej Partii Peru „Świetlisty Szlak”.

O ojcu Zbigniewie najbardziej pamięta jego rodzinna, podtarnowska Zawada, w której systematycznie odprawiana jest nowenna do błogosławionego przy jego relikwiach, a miejscowa szkoła co roku organizuje sportowy memoriał ku czci swojego krajana.

Relikwie bł. o. Zbigniewa znajdują się również w tarnowskiej katedrze, gdzie został on ochrzczony, a także w kilku innych parafiach diecezji.

Robert Gucwa.   Robert Gucwa.
Archiwum rodzinne

kl. Robert Gucwa

Od męczeńskiej śmierci o. Strzałkowskiego i o. Tomaszka minęły zaledwie trzy lata, kiedy - tym razem w Afryce - został zamordowany kleryk Stowarzyszenia Misji Afrykańskich Robert Gucwa, pochodzący z par. MB Królowej Polski w Tarnowie-Mościcach. Było to 15 listopada 1994 roku.

Robert był jednym z pierwszych alumnów SMA w Polsce po II wojnie światowej. Na studia teologiczne został wysłany do Bangui w Republice Środkowej Afryki, gdzie podczas napadu na dom formacyjny został zastrzelony przez bandytów.

- Był człowiekiem poważnym, wiedział, czego chce i do czego dąży. Był wszechstronnie uzdolniony: intelektualnie, językowo, muzycznie, sportowo i w relacji z innymi ludźmi - mówił „Gościowi Tarnowskiemu” ks. Wacław Krzempek. Kiedy napastnicy szukali przełożonego domu, Robert podał się za niego, chcąc go ochronić. - Pod kontrolą bandytów wyszedł na zewnątrz. Tam udało mu się uwolnić. Pobiegł do księży kombonianów, ale ci nie mogli wezwać pomocy, gdyż napastnicy wcześniej odcięli linię telefoniczną. Robert zdecydował się szukać pomocy na policji, dokąd musiał udać się pieszo. Niestety po drodze spotkał jednego z bandytów, który z bliskiej odległości strzelił do niego z pistoletu. Pierwsza kula raniła go w brzuch, a druga, śmiertelna, przeszyła mu klatkę piersiową. Zginął na miejscu - wspominał ks. Wacław, naoczny świadek tych tragicznych wydarzeń.

Afryka, jak wielokrotnie opowiadał, była jego miłością. Chciał tam jechać, choć mama namawiała go, by wstąpił do seminarium diecezjalnego. - Tam, w Afryce, też czekają... - powiedział rodzicom.

Dziś najwięcej Robercie można się dowiedzieć, jadąc do Piwnicznej-Zdroju, gdzie znajduje się dom formacyjny SMA jego imienia. Na jednym z malowideł w kaplicy łatwo można go rozpoznać, uśmiechniętego, w białej szacie, rozmawiającego z ukochanymi przez siebie Afrykanami.

O swoim rodaku pamięta też rodzinna parafia. W miejscowym kościele znajduje się tablica pamiątkowa. Swego czasu przyznawano też podczas festiwalu filmowego „Vitae valor” nagrodę „Semen” im. Roberta Gucwy przyznawaną jako wyróżnienie dla młodych, którzy swoim myśleniem i działaniem nadają życiu wartość, głębszy sens. Festiwal już się nie odbywa, więc i nagroda poszła w zapomnienie.

Ks. Jan Czuba.   Ks. Jan Czuba.
Wydział Misyjny

ks. Jan Czuba

Od śmierci Roberta mijają cztery lata. 27 października 1998 r. na misji w Loulombo w Kongu zostaje zastrzelony ks. Jan Czuba, wywodzący się ze Słotowej.

Spełniając swoją zwyczajną, codzienną posługę misyjną, ks. Jan zaangażował się w budowanie pokoju między zwaśnionymi plemionami. O bycie mediatorem w tej sprawie poprosiły go nawet miejscowe władze. Wiedząc o grożącym mu niebezpieczeństwie na misji, postanowił tam wrócić z urlopu w rodzimej diecezji, mimo że odradzano mu wyjazd. Dwa dni przed śmiercią napisał do kolegi księdza: „Zostaję na miejscu do końca”.

Jest pochowany w Loulombo.

O ks. Janie najbardziej pamiętają uczniowie Zespołu Szkół jego imienia w Słotowej, ale także mieszkańcy parafii Bobowa, gdzie pracował przed wyjazdem na misje przez cztery lata. Z początku nieśmiały, dał się poznać jako człowiek z charyzmatem pomagania parafianom będącym w ciężkiej potrzebie, współanimator parafialnego teatru, duszpasterz młodzieży.

W bobowskim kościele znajduje się epitafium ks. Czuby, a w parafialnej bibliotece minimuzeum pamiątek po niezapomnianym wikariuszu. Klerycy tarnowskiego WSD mogą poznać ks. Czubę dzięki Sali Misyjnej, która nosi jego imię. Zaś wszyscy diecezjanie, tak duchowni, jak i świeccy, udając się na rekolekcje, oazy, dni formacji do misyjnego ośrodka rekolekcyjnego w Czchowie-Kozieńcu, który nosi imię męczennika za wiarę i pokój.

S. Czesława Lorek.   S. Czesława Lorek.
Archiwum zakonne

s. Czesława Lorek

Siostra Czesława Lorek ze zgromadzenia Sacre Coeur pochodziła z parafii Trzetrzewina, a dokładnie z Biczyc Górnych. Wyjechała na misje do Afryki w 1984 roku. W liście do przełożonej tak napisała o swojej decyzji: „Z całym zaufaniem oddaję się w ręce Tego, który mnie wybrał, powołał i teraz również kieruje do mnie nowy apel, by złożyć jeszcze większą i całkowitą ofiarę z mego życia, z mej Ojczyzny, by iść do kraju, który On mi wskaże. Ja pragnę jedynie pełnić Jego wolę i odpowiedzieć na Jego wezwanie: »Oto ja, poślij mnie«. Jestem »ubożuchna«, nie mam wiele »pieniążków«, »talentów«, ale wszystkie pragnę oddać na przysporzenie Jemu chwały przez głoszenie i świadczenie całym życiem, że Bóg jest Miłością!”.

Na misjach w ówczesnym Zairze pracowała przez 19 lat. Współsiostry nazywały ją „La Czes”. 11 maja 2003 r., przed przygotowaniem kościoła na kolejną Mszę św., została napadnięta i pobita. Sprawcą był 18-letni Olivier, jej uczeń, były ministrant, którego przygotowywała do I Komunii św. Siostry znalazły ją jeszcze żywą. W szpitalu po odzyskaniu świadomości przebaczyła swojemu oprawcy. Niestety zmarła 21 maja 2003 roku.

Jeszcze podczas pobytu w rodzinnej Trzetrzewinie w 1991 r. mówiła, że jej powołaniem było złożyć swoje życie na służbę ludziom. „Bóg przyjął moją ofiarę. On mi zaufał i posłał”.

W trzetrzewińskim kościele znajduje się tablica pamiątkowa dedykowana s. Czesławie. O swojej rodaczce uczą się dzieci ze szkoły w Biczycach Górnych, która nosi imię misjonarki


Tekst jest fragmentem artykułu, który ukazał się w numerze 43/2019 "Gościa Tarnowskiego".