Tuchów. Na pierwszą randkę zabrałem ją na... adorację

ks. Zbigniew Wielgosz ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 16.02.2020 16:16

W kościele pw. św. Jakuba odbyło się kolejne uwielbienie. Gościem spotkania był Grzegorz Czerwicki.

Grzegorz Czerwicki opowiada o swoim nawróceniu. Grzegorz Czerwicki opowiada o swoim nawróceniu.
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

V Tuchowski Wieczór Uwielbienia odbył się 15 lutego. Spotkanie w kościele pw. św. Jakuba rozpoczęło się Mszą św. Po niej świadectwo o swoim nawróceniu wygłosił Grzegorz Czerwicki.

- W domu była patologia, dużo alkoholu, przemocy. Jako dziecku brakowało mi ojca, który przytuliłby mnie, poklepał po plecach, rozczochrał włosy, siadł ze mną do nauki. Zamiast tego ojciec utwierdzał mnie w przekonaniu, że jestem niewypałem. To mnie wbiło w ziemię. Mama próbowała ogarnąć cały dom, ale nie dawała rady. Uciekała w alkohol.

Dom wypełniały kłótnie, przemoc. Uciekałem z niego i czekałem, żeby ten dramat wreszcie się skończył. Problemy były nie tylko w domu, ale i poza nim, w szkole, na osiedlu. Byłem poniżany, bity. Rosły we mnie gniew, zazdrość, złość. Ta agresja w końcu wybuchła i pobiłem jednego z kolegów.

Później zaczęły się kradzieże, picie alkoholu. W szybkim tempie zacząłem wchodzić w narkotyki i pornografię. Pojawiła się amfetamina, która niszczyła mi życie. Zacząłem być jeszcze bardziej brutalny.

Przestępstwa, które popełniałem, w końcu doprowadziły mnie do więzienia, w którym utknąłem na 12 lat (dwa razy na sześć lat). Miałem dwie próby samobójcze. Przy życiu trzymało mnie to, że mam małą siostrę, którą chce zobaczyć, jak wyjdę na wolność. Pierwsza odsiadka była jednak pełna agresji, ale i pewności, że udźwignę swoje życie po wyjściu na wolność. Niestety, po wyjściu z więzienia, bardzo szybko popłynąłem w narkotyki, alkohol. Niedługo trwała ta chwila „wolności” i znów trafiłem do więzienia.

W czasie drugiej odsiadki poznałem kumpla, ateistę. Zacząłem mu opowiadać o nadziei, miłości, uczuciach, choć w więzieniu o tym się nie mówi. Kolega słuchał moich opowieści i pewnego razu powiedział mi, żebym zdobył Pismo Święte. Kupiłem je od jednego współwięźnia za dwa szlugi. Zacząłem czytać ewangelię. Postać Jezusa zaczęła mnie fascynować. Zacząłem Go prosić o uzdrowienie, na początku od narkotyków. I On mi to dał.

Zacząłem jeszcze bardziej wgłębiać się w Pismo Święte. Zauważyłem, jak wielkie znaczenie mają słowa, jak często raniłem innych, jakbym wbijał gwiździe w dłonie Pana Jezusa. Czytając Biblię, przestałem przeklinać. Złe słowa zaczęły zastępować dobre.

Modlitwa uwielbienia.   Modlitwa uwielbienia.
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

W więzieniu dostałem od księdza różaniec. Z początku nie wiedziałem, jak go odmawiać, ale potem ta modlitwa wciągnęła mnie jeszcze mocniej w krąg oddziaływania Boga. Bywało nawet tak, że kiedy modliłem się na różańcu, przychodzili koledzy, żeby zwyczajnie posiedzieć, a później modlić się razem ze mną. Koledzy żartowali, że założyłem kółko różańcowe.

Wydarzeniem było poznanie jezuity, który przychodził do więzienia. 78-letni staruszek, o lasce. Mówił z taką mocą, że chciałem być jak on. Zaprzyjaźniłem się z księdzem, który nauczył mnie m.in. mówić innym trzy słowa „przepraszam, proszę, dziękuję”. Dzięki niemu poszedłem do spowiedzi po 21 latach. To było niezwykłe doświadczenie! Byłem w tak radosnym nastroju, że większość kolegów myślała, że w ukryciu biorę narkotyki. A to było działanie Ducha Świętego!

Kiedy przygotowywałem się do wyjścia na wolność, miałem wielkie pragnienia: poznać kobietę, która zostałaby moją żoną, mieć dzieci, dom, pracę. Pierwsze, co zrobiłem na wolności, to pojechałem na rekolekcje ignacjańskie do Zakopanego. Zobaczyłem tam piękną dziewczynę, która się do mnie uśmiechnęła. Zapragnąłem być z nią. Zaczęliśmy rozmawiać, coraz bardziej się zaprzyjaźniać. Na pierwszą randkę zabrałem ją... na adorację Najświętszego Sakramentu. Zapytałem Jezusa, czy to kobieta dla mnie. Usłyszałem, że tak, choć wybór męża lub żony to zawsze nasza wolna decyzja, ale warto pytać Jezusa. Renata pomogła mi wejść w normalne życie, choć była kobietą zupełnie „poza moim zasięgiem”. Ona z dobrego domu, wykształcona, super zorganizowana w życiu, ja recydywista, bez matury, bez domu i rodziny. Wygrała jednak miłość. Dziś jesteśmy małżeństwem trzeci rok, mamy wspaniałego synka Kubę.

Wystawienie Najświętszego Sakramentu.   Wystawienie Najświętszego Sakramentu.
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

Zacząłem chodzić do szkoły, skończyłem liceum, zdałem maturę - za trzecim razem, ale się nie poddawałem. Zrobiłem prawo jazdy. Wszystko z Bożą pomocą i wsparciem mojej żony. Znajomi mówili mi, że nie wytrzymam tak długo na wolności, przy Bogu. Dlatego często, pięć razy w tygodniu, chodziłem na adorację, codziennie na Mszę św. Pościłem też wiele, także za moich kolegów siedzących w więzieniu. Wielką pomocą były dla mnie także spowiedź święta i dobrze zrobiony rachunek sumienia. To mnie utrzymuje na powierzchni.

Kiedy siedziałem w więzieniu za pierwszym razem, moja siostra trafiła do domu dziecka, a później do adopcji. Nie mogłem jej odnaleźć po wyjściu na wolność. I zdarzyło się, że jeżdżąc do szkół z programami profilaktycznymi z agencji RTCK, spotkałem w jednej z nich dziewczynę, która okazała się moją siostrą! To było w ubiegłym roku. Mega cud! Gdybym nie opowiadał innym o Bogu, to nie spotkałbym mojej siostry. Jezus jest reżyserem mojego życia. Czyni w nim cuda! - mówił Grzegorz Czerwicki.

Modlitewne czuwanie zakończyło się uwielbieniem Najświętszego Sakramentu.