Dzień kapłaństwa. Cztery historie

ks. Zbigniew Wielgosz ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 09.04.2020 11:40

Rusz Duszę co rusz przywołuje świadectwa kapłańskiego powołania i zachęca do modlitwy za księży.

Dzień kapłaństwa. Cztery historie

Rusz Duszę to ewangelizacyjny projekt duszpasterstwa powołań diecezji tarnowskiej. Jedną z akcji jest duchowe towarzyszenie powołanym do kapłaństwa.

Akcja nosi nazwę "Dycha dla Księdza". Na profilu FB - na zachętę - publikowane są świadectwa księży o ich drodze do kapłaństwa. Przywołujemy cztery z nich:

Ks. Michał Dziewit

Małemu dziecku często zadaje się pytanie, kim chcesz zostać w przyszłości? Jak większość chłopców w wieku 4-7, odpowiadałbym - piłkarzem, pilotem (nie takim od telewizora), ale zawsze ktoś z bliskich ubiegał odpowiedź i wypalał - on będzie księdzem.

Taką symboliczną inicjację do samodzielności przeżyłem na wakacjach z rodzicami w Piwnicznej, gdy sam mając 12 lat przeszedłem (tam i z powrotem!), będąc kontrolowanym przez Straż Graniczną (no bo dlaczego dzieciak kręci się sam po lesie?). Wydarzenie to samo w sobie nie miało znaczenia, ale nabrało go, gdy 12 lat później swoją inicjację w posługę w parafii podczas praktyk diakońskich przeżyłem w parafii Piwniczna. Dla mnie to nie był przypadek.

Na wakacjach, uradowany ukończonym gimnazjum, mając koszmary o niewiadomej rzeczywistości licealnej, poszedłem do kina na losowy film. Podczas filmu zadałem sobie pochopnie pytanie „A może zostać księdzem?”. Szybko odpowiedziałem sobie „Nie wygłupiaj się!”. Tytuł filmu, na którym byłem? „Karol, człowiek, który został papieżem”.

ks. Michał Dziewit.   ks. Michał Dziewit.
Rusz Duszę

Zawsze dobrze było mi samemu, potem okazało się, że łatwo uzależniam się od ludzi. XXIV PPT - jak zacząłem chodzić tak przestać nie mogę; studia w Krakowie, będące dla mnie czasem budowania przyjaźni; od urodzenia mam 2 siostry, a w kapłaństwie zyskałem bardzo wielu braci; jeszcze mocniej pokochałem Kościół doświadczając Go w Pleśnej, a teraz przy św. Helenie.

Gdy zastanawiałem się, co robić z życiem i z dziewczyną, mój katecheta - ks. Mariusz - powiedział mi tak: „Jezus niczego ci nie nakazuje, On tylko mówi: jeśli chcesz… to będę z tobą”. Więc zdecydowałem - wszyscy myśleli, że pojechałem na ryby z kolegą, a ja w tym czasie zdawałem egzamin wstępny do WSD w Tarnowie. Kiedy po 6 latach kładłem się na posadzce w katedrze tarnowskiej, patrzyłem Jezusowi z nadzieją w oczy. Tak święcenia kapłańskie przyjąłem wraz z 22 braćmi z rąk bp. Andrzeja podczas peregrynacji obrazu „Jezu, ufam Tobie”.

Każdy moment życia, każda chwila to dar od Boga, bo jest szansą na szczęście. Tajemnicą jest, co zrobić by tak się stało. To taka zagadka od Boga, którą masz do rozwikłania. Możesz to zrobić z pomocą Tego, którego tchnienie możesz poczuć na karku. Jeśli chcesz!

Ks. Łukasz Kalisz

Choć dziś spoglądam na kapłaństwo zaledwie z perspektywy kilku miesięcy, to już wiem, że mimo iż potrafi przynieść zmęczenie, to jest Ktoś, dzięki komu podnoszą się znów kąciki ust i ładują baterie do dalszej pracy.

Pochodzę z małej wioski, nie byłem szczególnie uzdolniony ani szczególnie rozmodlony. Wychowałem się w wierzącej rodzinie. Rodzice chętnie angażowali się w działania prowadzone przy parafii. Zaraz po Pierwszej Komunii zostałem ministrantem i od tej chwili Pan Bóg wziął mnie za rękę i prowadził przez różne momenty mojego życia, aż doprowadził do ołtarza jako kapłana.

Ale po kolei. Posługa księdza fascynowała mnie już od dziecka. Dobrze pamiętam, że gdy byłem ministrantem i lektorem podziwiałem kapłanów za to, co robią, chętnie i aktywnie włączałem się w liturgię, ale czułem ogromny dystans do księży, których znałem wówczas głównie z posługi sakramentalnej i z lekcji religii. Zaczęło się to zmieniać, kiedy zostałem ceremoniarzem w parafii. Już na kursie poznałem wielu fantastycznych księży i również inaczej układała się współpraca z moimi duszpasterzami w parafii.

ks. Łukasz Kalisz.   ks. Łukasz Kalisz.
Rusz Duszę

Byłem w ostatniej klasie Technikum. Jedni powiedzą, że przypadkiem, ja zaś (wierząc że przypadki są tylko w gramatyce) dziś wiem, że z Bożego działania, na mojej drodze życia pojawiło się kilku wspaniałych duszpasterzy, zaangażowałem się w działalność młodzieżowej grupy apostolskiej przy mojej rodzinnej parafii, a także w inne grupy, które prowadzili katechizujący mnie kapłani. To dzięki nim właśnie poznałem posługę księży od zupełnie innej strony. Byli (i są nadal) dla mnie przykładami życia wiarą, ale i czerpania radości z wiary.

To właśnie wtedy zacząłem się zastanawiać, czy kapłaństwo nie jest moim powołaniem, czy Bóg nie chce ze mnie uczynić swego narzędzia, bym był przedłużeniem Jego rąk w służbie ludziom, przedłużeniem Jego głosu w niesieniu Ewangelii i przedłużeniem Jego nóg w wychodzeniu na peryferie i szukaniu zagubionych owiec. Ten głos powracał w moim sercu, powracał w myślach, ale i powracał w rozmowach z kapłanami i nie tylko. I tutaj właśnie rozpoznałem Jego głos. Kiedyś w kontakcie z narodem wybranym Bóg posługiwał się patriarchami i prorokami - dziś też Pan do nas przemawia - jestem o tym przekonany. Tylko czy chcesz usłyszeć Jego głos?

A jeśli zdecydujesz się Go posłuchać, usiądzie przy Tobie o powie: Słuchaj, będzie tak i tak…

Ks. Maciej Stabrawa

"Chyba znam i rozumiem Jonasza. Chyba nawet doskonale rozumem: nie jest łatwo odpowiedzieć na głos, który Cię tak nagle szokuje, wręcz przestrasza. Nie łatwo pójść za głosem samego Boga, który mówi: „Pójdź za mną”. Znam Jonasza, bo zrobiłem dokładnie tak jak on, kiedy to Bóg - Mistrz cierpliwości dla takich jak ja - chciał mu poprzewracać jego ułożony świat do góry nogami. Podobnie jak on, słysząc w sercu ciche zaproszenie, wsiadłem na okręt płynący w przeciwną stronę. W moim przypadku to były studia na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie na kierunku Inżynieria Środowiska - w końcu byłem po biol-chemie. To był także okręt, który - nie wiedząc czemu - wywiózł mnie na pustynię... Pustynię mojej relacji z Bogiem.

Może na początek kilka słów o tym, co było przed usłyszeniem tego zaproszenia. Ja - mały człowieczek z małej wsi. Wychowany w pięknej, katolickiej rodzinie. Ministrant odkąd pamiętam, zawsze blisko sacrum. Z czasem zaangażowany członek Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w swojej parafii. Dopiero teraz, z perspektywy czasu widzę, że Bóg posługując się wieloma ludzi, od których doświadczyłem tak wielkiej dobroci, przygotowywał mnie do tego momentu, w którym zaczął mnie wołać: „Halo! Maciek! Pójdź za mną!”. Wołał bardzo wyraźnie i dobitnie. A ja?

A ja wsiadłem na ten - jak mi się wówczas wydawało - najlepszy okręt. Okręt do wolności, okręt do bycia panem swojego losu - okręt do studenckiego życia w dużym mieście. Ach, co to miała być za przygoda. Może i z początku była tym, czego się spodziewałem, była tym czasem kiedy tak często z zachwytu wołałem: WOOW! Ale nie do końca świadomie stawiałem dalsze kroki w głąb tej duchowej pustyni. Gorliwość ministranta została silnie nadszarpnięta. Moja modlitwa, moje uczestnictwo w Eucharystii, moja bliskość z Nim została przeze mnie zamieniona w obojętność, zniechęcenie w budowaniu tej zażyłości, tej relacji.

ks. Maciej Stabrawa.   ks. Maciej Stabrawa.
Rusz Duszę

Ale Bóg jest niezwykle cierpliwy - za to Go kocham - i zaczął do mnie mówić w wydarzeniach, które po ludzku były jakimiś porażkami. Zaczęło się wszystko sypać, walić. Ten mój ułożony plan na życie stawał się scenariuszem, który nigdy nie powinien być realizowany. Ale co ciekawe, zacząłem odkrywać, że jestem w stanie to jakoś przetrzymać wtedy, gdy jestem w łasce uświęcającej i na dodatek wierze i mam wewnętrzne przeświadczenie: On jest obok mnie!

Szczerze to myślałem, że to chwilowa załamka, i że wkrótce wróci to moje WOOW zachwytu nad tym krakowskim życiem. Ale coś się mi tak wydaje - znów z perspektywy czasu - że Bóg stracił do mnie trochę cierpliwości. Dlaczego? Do dziś pamiętam jak to w 2013r. po skończonych uroczystościach Wielkiego Piątku spokojnie adorowałem Pana Jezusa w grobie, gdy nagle poczułem w sercu niezwykły pokój, zacząłem płakać i - nie umiem tego dokładnie opisać – usłyszałem tak wyraźnie: „Zostaw to i pójdź za mną!” I wiecie co? Uwierzyłem Mu!

Dwa tygodnie później byłem już „przyspieszonym absolwentem UR”. Wróciłem do rodzinnego domu i zacząłem na nowo, z wielkim pokojem serca, planować tą Jego drogę, którą mi nakreślił. I tak jak Jonasz odważnie, choć też z jakimiś narzekaniami, kroczyłem i kroczę tą drogą. I wiecie, czym różni się ta droga od tej, którą szedłem wcześniej? Tym, że teraz jestem naprawdę szczęśliwy, że teraz moje życie ma ten Jego sens - sens Miłości. Oj tak! Warto było!

Ks. Damian Płaza   

Pierwszym momentem przełomowym w moim życiu był czas, kiedy przygotowywałem się do sakramentu bierzmowania. Wtedy to zacząłem się zastanawiać nad swoją wiarą, nad tym, co to znaczy być człowiekiem wierzącym. Dzięki Duchowi Świętemu zacząłem coraz więcej się modlić, a udział w Eucharystii nie był już dla mnie przymusem.

Następnie przyszedł czas szkoły średniej. Wspaniały czas, kiedy zacząłem się trochę bardziej angażować w grupę apostolską przy parafii; wspólne wyjazdy, przedstawienia czy spotkania formacyjne były czymś ciekawym. Poznałem wtedy także wspaniałych kapłanów, którzy opiekowali się naszymi grupami. I chyba wtedy pierwszy raz pojawiła się myśl: „Ciekawe jak by to było być księdzem”. Jednak szybko odrzuciłem ten pomysł sądząc, że pewnie każdy młody chłopak miał kiedyś taką myśl.

ks. Damian Płaza.   ks. Damian Płaza.
Rusz Duszę

Przyszedł czas matury i pierwszych decyzji. Z jednej strony pragnienie pójścia na studia, bycia inżynierem, założenia rodziny, a z drugiej - chęć pójścia za Jezusem w stronę kapłaństwa. Zwyciężyła myśl o złożeniu papierów na AGH. Zacząłem odkrywać życie studenckie, mieszkanie na akademikach, wspólne spotkania, imprezki ze znajomymi. I wszystko wyglądało z zewnątrz, że sprawa powołania jest zamknięta. Jednak Jezus nie zapomniał o mnie. Na pierwszych rekolekcjach parafialnych w Krakowie po raz pierwszy świadomie zawierzyłem swoje życie Bogu, prosząc Go, by mnie prowadził przez moje życie. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy jak cudowny plan On szykuje na moje życie.

Choć na uczelni radziłem sobie całkiem dobrze i poznałem wielu nowych ludzi, to jednak w sercu czułem ciągle jakby to nie było moje miejsce. I z takimi wątpliwościami przeżyłem pierwszy rok studiów, ciągle pytając Boga: „Gdzie jest moje miejsce?”. Z takimi wątpliwościami poszedłem na Pieszą Pielgrzymkę Tarnowską, wierząc, że Bóg odpowie mi na pytanie, co dalej mam robić w swoim życiu. Idąc na Jasną Górę Jezus stawiał na mojej drodze ludzi, którzy pomogli mi zrozumieć, że On wzywa mnie do czegoś więcej. Docierając do Matki Bożej powiedziałem Bogu, że „daję Ci ten rok, a Ty pokaż mi którą drogą mam iść”.

I nie zawiodłem się. Przez cały ten czas Bóg dawał mi drobne znaki, jak bardzo czuwa nade mną; 5 zaliczeń i egzaminy zdane w jednym dniu, nowi wspaniali ludzie, wspólne spotkania i dyskusje, okazje do obrony wiary, a najbardziej to, że zachował mnie od zejścia na złą drogę, dało mi jasny sygnał: Damian, Bóg wzywa Cię do czegoś więcej. Wszystkie te wydarzenia składały się w jedną drogę, która prowadziła mnie do odkrycia, że Bóg chce abym poszedł za Nim, zostawiając wszystko co mam. Porzuciłem swoje plany, studia, znajomych, ale w nagrodę Bóg dał mi o wiele więcej marzeń które spełnił, wiedzy która pozwoliła mi lepiej poznać świat oraz ludzi, którzy stali się prawdziwymi przyjaciółmi. Tak wiele za tak mało. Dając Bogu rok, On dał mi całe życie. I w tej cudownej drodze do kapłaństwa, a teraz kapłańskiej, niech będzie Bóg uwielbiony. Tych wszystkich, którzy dotrwali do końca proszę o krótką modlitwę za mnie.