publikacja 22.05.2020 15:15
Otrzymał je w Rzymie od św. Jana Pawła II prawie 40 lat temu. Poszedł tam pieszo. Zresztą nie raz.
Pan Włodzimierz po raz pierwszy pieszo do Rzymu do Jana Pawła II szedł 33 dni, zdany na pomoc innych i Bożą opatrzność. Miał wtedy 19 lat. Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Kiedy Ojciec Święty przybył po raz pierwszy do Polski, Włodzimierz chodził do technikum w Brynku. Jan Paweł II odwiedził nawet jego rodzinny Oświęcim. Był w pobliskich Wadowicach, Kalwarii, Krakowie.
- Ten czerwiec 1979 roku przespałem. Nie byłem w żadnym miejscu, które papież odwiedził. Kiedy wyjechał z naszego kraju, poczułem żal do siebie tak silny, że postanowiłem to w jakiś sposób nadrobić i zrehabilitować się. Od razu pomyślałem o tym, żeby udać się do Rzymu. Planowałem pojechać rowerem, ale ostatecznie stanęło na tym, że pójdę pieszo - sięga pamięcią do wydarzeń sprzed 40 lat W. Oleksy.
Tę pieszą wyprawę do Rzymu 19-letniego Włodka i przygotowania do niej opisujemy w tarnowskim dodatku najnowszego numeru "Gościa Niedzielnego". Pielgrzym opowiada nam o ogromnej determinacji, która sprawiła, że pieszo do Ojca Świętego Jana Pawła II wyruszył już w zimie, w styczniu 1981 r., o tym, kto mu pomógł, i co sprawiło, że mimo trudów, momentów zwątpienia, braku pieniędzy i potwornej zimy, dotarł szczęśliwie do celu.
Papież spotkał się z nastoletnim pielgrzymem w Castel Gandolfo. Przytulił go i ucałował. Kiedy dowiedział się, że chłopak jest uczniem, zażartował: "To do Rzymu się na wagary przyszło?!". Fot. Arturo Mari. Reprodukcja Beata Malec-Suwara /Foto GośćSzedł do Jana Pawła II 33 dni, zdany na pomoc innych i Bożą opatrzność. W dzienniczku streszczał każdy dzień. Kiedy dotarł do Rzymu, papież po powrocie z Filipin wypoczywał w Castel Gandolfo. W niedzielę 1 marca 1981 r., po modlitwie "Anioł Pański", nastolatka zaproszono do papieskiej rezydencji.
- W auli nie czekałem długo, a kiedy w drzwiach zobaczyłem uśmiechniętą twarz Ojca Świętego, padłem ze wzruszenia na kolana. Łzy jak grochy leciały na posadzkę. On podszedł do mnie, przytulił mnie, podniósł z kolan i ucałował. Kiedy dowiedział się, że jestem uczniem, zażartował: "To do Rzymu się na wagary przyszło?!". Zwieńczył mój dzienniczek pielgrzyma swoim wpisem z błogosławieństwem - wspomina pan Włodek.
Papieskie buty zaprowadziły pielgrzyma z Powroźnika w wiele świętych miejsc. Beata Malec-Suwara /Foto GośćOd papieża dostał dwie pary butów - letnie i zimowe. Ucieszył go ten prezent. W nich poszedł do bazyliki św. Piotra i tam, trzymając jego figurę za prawą stopę, przyrzekł, że jeżeli Polska będzie krajem wolnym, to przyjdzie pieszo do niego jeszcze raz w 2000 roku.
Pan Włodek pieszo w Rzymie był jeszcze dwa razy. Pielgrzymował także do św. Rity w Cascii, św. Ojca Pio w San Giovanni Rotondo, do groty św. Michała w Monte Sant'Angelo, do Fatimy i Santiago de Compostela, a także do wielu miejsc w Polsce. Poleca samotnie przebyć szlak do św. Andrzeja Boboli w Strachocinie. Beata Malec-Suwara /Foto GośćW Rzymie był od tego czasu wielokrotnie. Pieszo jeszcze dwa razy. W owym 2000 roku i w 2014, idąc na kanonizację papieża Polaka. Pielgrzymował też pieszo do św. Rity (pisaliśmy o tym TUTAJ), św. Ojca Pio, do groty św. Michała w Monte Sant'Angelo, do Fatimy i Santiago de Compostela. Do tych dwóch ostatnich miejsc wędrował 105 dni, pokonując ok. 4500 km. Samotnie pielgrzymował do wielu miejsc w Polsce - do Częstochowy, Kalwarii, kilka razy do św. Andrzeja Boboli w Strachocinie. Ile kilometrów już w ten sposób pokonał? - Nie wiem, ale licznik wciąż jest otwarty - zapowiada.