Powołanie. Powrót do domu

s. Katarzyna Szulc

publikacja 05.07.2020 16:30

Chciała projektować świat bez barier architektonicznych. Dziś likwiduje bariery, które odgradzają ludzi od Boga. Świadectwo służebniczki dębickiej s. Katarzyny Szulc.

Powołanie. Powrót do domu Siostra Katarzyna Szulc (z lewej). FB Katarzyna Szulc

Rusz-dusze.pl - powołaniowy portal diecezji tarnowskiej - publikuje świadectwa osób, które otwarły serce na głos powołania. Są świadectwa księży, są świadectwa sióstr zakonnych. Te ostatnie w tworzącym się cały czas cyklu „Ślubna koronka”.

Jedno z nowych świadectw złożyła s. Katarzyna Szulc, pochodząca z Pomorza służebniczka dębicka, dziś pracująca w Dębicy i odpowiadająca za duszpasterstwo powołaniowe.


Można powiedzieć, że prosto ze studniówki pojechałam do Częstochowy na rekolekcje rozeznania powołania. Szczęśliwa i jeszcze roztańczona wybrałam się na te rekolekcje, bo od pewnego czasu, pomimo, że miałam chłopaka i byłam zwyczajną nastolatką, poszukiwałam czegoś więcej. Pobyt w Częstochowie i czas tam przeżyty nadał nowy kierunek mojemu życiu.

W domu sióstr służebniczek na ul. Okólnej dane mi było przeżywać dni ciszy, momenty walki z myślami, gdzie godzinami patrzyłam na moje życie pełne pasji i zdaje się, że już dobrze przeze mnie zaplanowane. Kończyłam pięcioletnie Technikum Dokumentacji Budowlanej, bo chciałam zmieniać świat osób niepełnosprawnych, które w momencie mojego nawrócenia i powrotu do Boga, odegrały ogromną rolę. Chciałam projektować świat bez barier architektonicznych. We wspólnocie opiekującej się niepełnosprawnymi odnajdywałam swoje miejsce we wzajemnym obdarowywaniu i umacnianiu wiary. To było to, co chciałam w życiu robić – studiować pedagogikę specjalną oraz zająć się polityką, która była moją ogromną pasją. Piękne plany, a pośród nich pojawiająca się myśl „Zostaw wszystko i pójdź za Mną” i tysiące argumentów mówiących, że JA SIĘ NIE NADAJĘ!

Myśl o oddaniu swojego życia Panu Bogu pojawiła się pierwszy raz na Świętej Górze w Gostyniu, kiedy w 1996 roku przyjechałam, aby dobitnie powiedzieć siostrze, która wtedy do mnie pisała listy i przysyłała zaproszenia na rekolekcje dla dziewcząt, że dziękuję za nie, ale mam już inne plany. To był jedyny powód mojego przyjazdu na Świętą Górę, a okazało się, że to miejsce stało się bliskie mojemu sercu na całe życie. Tam poznałam Edmunda Bojanowskiego, świeckiego założyciela żeńskiego zgromadzenia zakonnego i zobaczyłam jak bardzo jest mi bliski, ponieważ ciągle szukał sposobności, aby służyć. Ponadto lubił pisać i zajmował się wieloma sprawami naraz, np. był zaangażowany w pomoc ubogim i chorym, a oprócz tego znajdował czas, żeby tak zwyczajnie poczytać książkę. W tym byliśmy podobni. On wyróżniał się ciągłym życiem w obecności Bożej i tym, że umiał rezygnować ze swoich planów. Dużo z nim „rozmawiałam” i czytałam o nim. A przy tym moje życie toczyło się normalnie.

Wybierając się na rekolekcje rozeznania powołania do Częstochowy, na kilka miesięcy przed maturą, chciałam podjąć w końcu jakąś decyzję i iść albo w jedna albo w drugą stronę. Nie wiedziałam, że 2 luty to w Kościele Katolickim Dzień Życia Konsekrowanego. Właśnie wtedy, kiedy byłam na Jasnej Górze i zaskoczona tak dużą ilością sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń, powierzyłam Maryi moją drogę i rozmowę, jaką miałam odbyć z siostrą. Właśnie tego dnia, w trzeci dzień rekolekcji, odwiedziła nas Siostra Prowincjalna. Podczas naszej rozmowy powiedziałam o wszystkim, co może być trudnością w tym, żebym została siostrą zakonną i ze szczerością opowiedziałam o mojej długiej drodze do Jezusa. Z rozmowy pamiętam słowa: „Cieszę się, że będziesz jedną z nas” oraz „Od dziś na różańcu módl się za dziewczęta, z którymi 26. sierpnia rozpoczniesz życie zakonne”. Wyjeżdżałam z Częstochowy z ogromnym pokojem w sercu i przekonaniem, że wiem, co mam robić. Ta myśl towarzyszyła mi nieustannie, szczególnie w momentach trudnych, gdzie najbliżsi, kiedy dowiedzieli się o moich planach po maturze, nie rozumieli mojej decyzji. Wtedy tak bardzo bliskie stały mi się słowa z Dziejów Apostolskich, które w rozmowie z moją mamą, buntującą się bardzo na myśl, że jej córka zamierza pójść do klasztoru, powiedział pewien starszy kapłan: „Jeżeli od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5, 38-39).

Pomimo różnych myśli i podpowiedzi ze strony moich bliskich, byłam przekonana, że Bóg pragnie, abym została służebniczką. Szczególnym dniem dla mnie była beatyfikacja bł. Edmunda Bojanowskiego Słowa Ojca Świętego Jana Pawła II o bł. Edmundzie napełniały mnie pokojem i jeśli można tak powiedzieć, czułam się jedną z sióstr, których wtedy tak dużo spotkałam. Moja więź z bł. Edmundem stawała się coraz bliższa. Nigdy wcześniej nie byłam w Dębicy, gdzie przyjechałam pociągiem 26 sierpnia 1999 roku razem z rodzicami, którzy przez długą 16-godzinną drogę, pytali czy może już zmieniłam plany i wracamy do domu. Wiedziałam, że to już nie tylko są moje plany, ale Pana Boga. Kiedy weszłam do kaplicy w Domu Generalnym poczułam jakbym tu kiedyś była, jakbym wreszcie trafiła do domu… Chyba tak już jest z powołaniem, że to właśnie powrót do domu.

Czas formacji na poszczególnych etapach rozpalał we mnie coraz większe pragnienie służby na wzór Maryi Niepokalanej, oddania swojego życia Jezusowi oraz zostania siostrą dla wszystkich, jak tego pragnął bł. Edmund Bojanowski.

Od pewnego czasu w sposób szczególny towarzyszę ludziom młodym w odkrywaniu ich powołania i widzę, jak bardzo aktualną w tej posłudze jest obecność przez modlitwę i rozmowę. Nad jeziorem, w moim rodzinnym Szczecinku, sama niejednokrotnie pytałam: Co mam czynić Panie? Czy na pewno ja mam wypłynąć na głębię i zarzucać sieci?