Matka, która "leczyła" losy ludzi - uśmiechem, rozmową, cierpieniem

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 26.05.2022 17:30

Kochała Kościół, siostry, świeckich, zgromadzenie, do którego wstąpiła w wieku 14 lat. Dębica wspominała śp. Matkę Celinę Czechowską.

Matka, która "leczyła" losy ludzi - uśmiechem, rozmową, cierpieniem Matkę Celinę Czchowską wspominał Paweł Adamek, ks. prał. Józef Dobosz, ks. Józef Gaweł, s. Petronela Hołysz i doktor Bożena Jaglarz. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Z okazji 6. rocznicy śmierci Matki Celiny Czechowskiej siostry służebniczki dębickie wydały książkę wypełnioną wspomnieniami o tej nietuzinkowej kobiecie. Poszczególne wspomnienia ludzi, którzy ją znali - biskupów, kapłanów, sióstr i ludzi świeckich - tworzą jej witraż, mieniący się różnorodnością barw i niesamowitym oddziaływaniem, który emanuje do dzisiaj.

Matka, która "leczyła" losy ludzi - uśmiechem, rozmową, cierpieniem   Siostry służebniczki dębickie wydały książkę utkaną ze wspomnień o matce Celinie Czechowskiej. Beata Malec-Suwara /Foto Gość

24 maja w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Dębicy odbył się wieczór poświęcony jej osobie i promujący książkę. Uśmiech Matki Celiny był wszechobecny, uśmiechała się z okładki, z plakatów, bilbordów, z twarzy ludzi, którzy ją znali. Wspominali ją ci, których kochała, z którymi się przyjaźniła, na których życie wpływała. Wydarzenie zorganizowano tak, jak ona ugościłaby wszystkich. Nie zabrakło jej ulubionej muzyki i poezji. Gabloty wypełniono jej pamiątkami.

Matka Celina Czechowska wstąpiła do zgromadzenia sióstr służebniczek dębickich, mając zaledwie 14 lat. Kiedy przyjmująca ją matka generalna zapytała: "Dziecko, a czego ty tu szukasz?", odpowiedziała: "Chcę zapracować na niebo". Ci, którzy ją znali, są przekonani, że zapracowała. Nie tylko na swoje.

Tylko święta Matka Teresa z Kalkuty i Matka Celina

Będąc w zakonie, zdała maturę i skończyła studia teologiczne. W wieku 42 lat została przełożoną generalną i kierowała zakonem przez 18 lat. Kochała siostry i troszczyła się o zgromadzenie, które w tym czasie rozwinęło się liczebnie i terytorialnie. Służebniczki wówczas podjęły działalność misyjną w Boliwii, otworzyły placówki w Rzymie, Niemczech i Białorusi. Zawsze stawała w obronie sióstr. Szanowała kapłanów, ale kiedy w jej obecności jeden z biskupów zażartował z zakonnic, potrafiła w cztery oczy zwrócić mu uwagę, że tak nie wolno.

Zależało jej także na wykształceniu służebniczek dębickich, które chętnie posyłała na studia. "W ciągu ćwierćwiecza miałem wiele studentek w habitach, ale o postępy sióstr w teologii pytała tylko święta Matka Teresa z Kalkuty i Matka Celina" - pisze we wspomnieniu o niej ks. prof. Janusz Królikowski.

To trzeba leczyć

Charyzmatyczny dębicki dyrygent i animator kultury Paweł Adamek uważa, że to ks. prał. Limanówka i matka Celina robili wszystko, żeby został w Dębicy. Przyjechał tu na rok ze swojego rodzinnego i - jak mówi - ukochanego Nowego Sącza w 1981 roku. Prowadził chór parafialny, a m. Celina zleciła mu dodatkowo muzyczne kształcenie sióstr.

- Był stan wojenny, kiedy dostałem po studiach skierowanie do wojska. Miałem się stawić 3 maja 1982 roku. Był to akurat rok, w którym przypadał jubileusz sióstr w Dębicy, trwały przygotowania do wielkich uroczystości, miał przyjechać ks. kard. Franciszek Macharski. Nasz chór miał śpiewać. Z bratem Zbyszkiem przygotowaliśmy oratorium, które mieliśmy wystawić z siostrami na tę okazję. Dostając bilet do wojska, niemożliwym było, żebym mógł dyrygować - wspomina pan Paweł.

- Nie wiem, jak to się stało, ale zupełnie zdrowy wylądowałem w szpitalu. Matka powiedziała mi tylko, że zaszkodziło mi dźwiganie węgla i palenie nim w piecach, i że to trzeba leczyć. Leżałem w szpitalu na oddziale zakaźnym przez 2 tygodnie. Zupełnie zdrowy, ale ona wiedziała, że tylko szpital może odroczyć mi wojsko - opowiada.

Wspomina także chwile wspólnych rozmów z matką Celiną, kiedy już nie była przełożoną. - Zawsze z matczyną troską pytała o moje życie, działalność, była ciekawa co w szkole. Ciągle narzekałem, a zawsze mi mówiła, żebym nie narzekał, bo ona się będzie modlić i na pewno wszystko się uda. Musiała gorąco się modlić, bo wszystko, co w życiu robię, to mi się udało - uważa Paweł Adamek.

10 lat cierpienia

Relacja wyjątkowo bliska zawiązała się między matką Celiną a ks. prał. Józefem Doboszem, wieloletnim proboszczem parafii Miłosierdzia Bożego w Dębicy. Był jej nieustannym towarzyszem, łączyła ich ta sama miejscowość pochodzenia, a także swoiste pokrewieństwo.

- Była mi bliska przez całe życie, z wielu powodów - łączy nas parafia, wspólny kościół, zaborowska nuta i tradycje, a także rodzinne koligacje - mój chrzestny ożenił się z siostrą rodzoną matki Celiny. Była starsza ode mnie o 12 lat i zawsze ją podziwiałem. Pełna pogody ducha, optymizmu, zasadnicza, a przy tym ciepła. Wyjątkowa - wylicza ks. Józef Dobosz.

- Podczas jednego z naszych wspólnych wyjazdów do Warszawy, po odmówieniu Różańca zaczęliśmy rozmawiać na temat sytuacji Kościoła w Polsce. Mówiliśmy o siostrach betankach z Kazimierza Dolnego. Matka Celina bardzo to przeżywała. Jedna z sióstr pochodziła z naszej miejscowości. Znała ją osobiście. Powiedziała do mnie wtedy, że chciałaby przyjąć cierpienie na siebie, żeby za te siostry Pana Boga przepraszać i dokonać ekspiacji. Zaniemówiłem - wspomina kapłan, przeżywając to do dzisiaj, bo ma świadomość, że niedługo po tym matka Celina rozchorowała się. Przyszło 10 lat cierpienia i choroby.

Jest przekonany, że matka Celina swoim cierpieniem pomogła siostrom betankom uporządkować sprawy, a jej rodaczka, która była jedną wśród "zbuntowanych sióstr", została wybrana matką generalną zgromadzenia.

Sercanin ks. Józef Gaweł uważa, że była prawdziwą matką o maryjnych cechach osobowości. - Wpatrzona w Matkę Bożą szła za Nią, postępowała jak Ona, była prawdziwą służebniczką - podkreśla kapłan, wskazując na podobieństwo ich młodego wieku, na ich życie, które było ciągłym fiat i znaczenie ich cierpienia w dziele odkupienia.

Każdy, kto znał matkę Celinę, coś osobiście jej zawdzięcza - a to uśmiech, którym zbliżała ludzi do siebie, ważną rozmowę, dobrą radę, skuteczną modlitwę. Ponoć miała całą listę tych, za których się modliła.


O matce Celinie Czechowskiej będzie można także przeczytać w jednym z najbliższych numerów tarnowskiego wydania papierowego "Gościa Niedzielnego".