Łężkowice. Jak agora lub Hyde Park

Grzegorz Brożek Grzegorz Brożek

publikacja 26.06.2022 16:10

W czerwcu ostatnie w dotychczasowej formie spotkania tematyczne odbyły parafialne zespoły synodalne.

Łężkowice. Jak agora lub Hyde Park Ostatnie posiedzenie Parafialnego Zespołu Synodalnego w Łężkowicach. Na pierwszym planie ks. Stanisław Śliwa. Grzegorz Brożek /Foto Gość

Nie kończy się jednak ich funkcjonowanie. Owszem, nie spotykają się już, aby dyskutować na tematy, które są refleksją synodalną, ale nie zamykamy ich działalności, nie rozwiązujemy ich. Przeciwnie - zachęcamy, by nadal te zespoły się spotykały, choćby na modlitwie - mówi ks. Piotr Cebula, sekretarz V Synodu Diecezji Tarnowskiej.

Tuż przed wakacjami ostatnie spotkanie odbył m.in. PZS w Łężkowicach koło Bochni. Proboszczem w parafii jest ks. Stanisław Śliwa, który duszpasterzuje niespełna rok w Łężkowicach, a przez lata był w Starym Sączu, gdzie w ramach synodu pełnił funkcję relatora dekanalnego. - Trzeba było pozbierać protokoły z parafii, zrobić syntezę i wysłać do sekretariatu. Tu, w Łężkowicach, widzę tę funkcję PZS bardziej z perspektywy duszpasterskiej. To jest doświadczenie, że ludzie chcą włączyć się w ten proces diecezjalny, który może dla niektórych był odrobinę abstrakcyjny, ale z czasem zrozumienie życia, spraw Kościoła znacząco się pogłębia - mówi ks. Śliwa. - Mają dzięki temu, dzięki udziałowi w PZS lepsze rozeznanie spraw, którymi żyje diecezja, a z drugiej strony mogą bardziej świadomie zaangażować się w parafii, a przez nich także inni - dodaje ks. Stanisław.

W Łężkowicach na początku PZS składał się z ponad 20 osób. Do dziś stałych, regularnie uczestniczących pozostało 12. - Kłopot był taki, że na początku pojawiły się trudniejsze tematy bądź wychodziły kwestie teologiczne. Nie każdy w tym się dobrze czuł. Niektórzy mieli poczucie, że nic nie wniosą, że się nie znają, więc się zniechęcili. To normalne - przyznaje Kinga Wilk, sekretarz łężkowickiego PZS.

Zdaniem ks. Stanisława, poza tym, że dają poczucie udziału w życiu Kościoła, PZS są szkołą ofiarności. - Z naszego PZS wielu należy do jakichś wspólnot. Spotkanie PZS to jest potrzeba wygospodarowania czasu raz w miesiącu, poświęcenia godziny na kwestie wspólne. To jest ważne - mówi duszpasterz.

Co dalej? - W naszych realiach tematy, styl pracy wskazują na kontynuację pewnie w kierunku powołania parafialnego oddziału Akcji Katolickiej - mówi proboszcz.

Teresa Pipczyńska z PZS, która na co dzień posługuje w Parafialnym Zespole Caritas, mówi, że cenną rzeczą jest fakt, iż PZS był płaszczyzną, na której w większym gronie można było szczerze porozmawiać o życiu diecezji, życiu parafii. - Cenne o tyle, że w zasadzie nie było dotąd możliwości, by indywidualny głos mógł być słyszany na szerszym forum. Pamiętam z Francji taką praktykę, że tam po Mszach św. był oddawany mikrofon dla tych, którzy chcieli coś powiedzieć: pochwalić albo skrytykować, może wywołać dyskusję, może zapoczątkować w parafii jakąś zmianę. To było dobre, bo dawało ludziom poczucie sprawczości w Kościele, w parafii - mówi.

Mimo zadanych tematów PZS funkcjonował trochę jak grecka agora czy londyński Hyde Park, w których każdy może powiedzieć, co mu na sercu leży. - Także krytycznie, wyrazić swój niepokój, obawy. Jeśli mamy budować Kościół wszyscy, to potrzebne jest takie forum, gdzie kierując się dobrymi intencjami, można także krytycznie porozmawiać, zgłosić uwagi, pytania, również te najtrudniejsze. Dobrze by było, by ten aspekt PZS jakoś ocalał, by znalazł nowa formę funkcjonowania, angażując więcej ludzi - mówi.


Więcej w numerze 27. "Gościa Tarnowskiego" na 10 lipca.