Zmęczeni, głodni, inni

ks. Zbigniew Wielgosz ks. Zbigniew Wielgosz

publikacja 19.08.2022 13:27

Choć pielgrzymi opuścili już diecezję tarnowską, z pewnością zabierają ze sobą wspomnienie gościnności, choćby takiej jak w Zaborowie.

Mamom w karmieniu pielgrzymów chętnie pomagały córki. Mamom w karmieniu pielgrzymów chętnie pomagały córki.
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość

Drugiego dnia pielgrzymowania pątników podejmowały panie z miejscowości należących do parafii w Zaborowie.

- Odkąd pielgrzymi zaczęli przechodzić przez naszą parafię, częstujemy ich obiadem. Robimy to już ponad 10 lat. Na początku gotowałyśmy w domach, a teraz w naszym domu ludowym, bo blisko placu, na którym odpoczywają pielgrzymi. Dzień przed ich przyjściem przywozimy wszystkie produkty i gotujemy, żeby nazajutrz wszystko było gotowe. Z naszej miejscowości angażuje się mniej więcej 10 osób, ale pomagają nam też nasze dzieci. Na naszym stoisku częstujemy pątników kapuśniaczkiem, kompotem, kawą i drożdżówkami - mówi pani Bogumiła z Zaborowa. Lena po raz pierwszy przyszła podawać jedzenie, Amelka już trzeci raz. - Ludzie przychodzą zmęczeni, głodni, radośni. Cieszą się na widok naszych dań. Udziela nam się ta radość i same cieszymy się, że możemy pomóc - mówią dziewczynki.

Iza, Zuzia i Antoś z Kwikowa częstowały pielgrzymów drożdżówkami i kompotem, a ich mamy pomidorową i ogórkową. I one dostrzegają zwyczajne zmęczenie na twarzach pielgrzymów, jak również chęć zjedzenia ciepłego posiłku czy wypicia kompotu z owoców rosnących w tutejszych ogrodach. - Ludzie są bardzo mili, nie są wybredni, zresztą nie powinni, bo wszystko jest bardzo smaczne - śmieją się dziewczynki. Zakasały rękawy już wczesnym rankiem. - Jesteśmy tutaj już czwarty albo piąty raz, i już czekamy na kolejne spotkanie - dodają wolontariuszki.

Jadwiga z KGW Pojawianki opowiada, że razem z innymi kobietami gotowała obiad już wtedy, kiedy pielgrzymi przechodzili przez Pojawie. - Częstowałyśmy ich u siebie. Teraz w Zaborowie, wspólnie z innymi. 15 pań, a także dziewczynki, jest zaangażowanych w to kulinarne przedsięwzięcie. W tym roku przygotowałyśmy bigos, który maj już swoją renomę, bo szybko znika. Proszono nas nawet o przepis. Ludzie, którzy do nas przychodzą są bardzo fajni, pozytywnie nastawieni. Życzymy im, by nie tracili tego entuzjazmu - mówi pojawianka.

Pani Małgorzata z Dołęgi jest na miejscu mimo codziennych obowiązków. - Należymy do naszego Koła Gospodyń Wiejskich, które każdego roku włącza się w gościnę. Naszą specjalnością jest bigos dołęski, ale i jarzynowa, a raz czy drugi ugotowałaśmy leczo. Dajemy jedzenie, ale otrzymujemy znacznie więcej. Pielgrzymi dzielą się z nami swoją radością, życzliwością, uśmiechem. Widzimy, że są rozmodleni, z każdym rokiem coraz bardziej. Jest ich mniej, ale widać, że głębiej przeżywają pielgrzymkę, są - mimo zmęczenia ciała - bardziej uduchowieni. Udziela nam się ta ich pielgrzymia pobożność - mówi pani Małgorzata.