Oddał jednej parafii 55 lat swojego życia

red.

publikacja 27.09.2022 12:40

W Sromowcach Niżnych odbyły się uroczystości pogrzebowe śp. ks. Czesława Jakóbczyka.

Oddał jednej parafii 55 lat swojego życia Uroczystości pogrzebowej przewodniczył biskup tarnowski Andrzej Jeż. arch. parafii w Sromowcach Niżnych

Ksiądz Czesław Jakóbczyk zmarł 23 września, mając 87 lat. W tym roku minęła mu 64. rocznica święceń kapłańskich. Przez 55 lat swojego kapłaństwa ofiarnie służył jednej parafii w Sromowcach Niżnych - przez rok jako jej administrator, potem przez 37 lat jako jej proboszcz, a od 2005 roku jako jej rezydent. Innego życia nie miał.

Pochodził z Tymowej. W dekanacie Krościenko sprawował obowiązki wicedziekana, dekanalnego wizytatora nauki religii oraz dekanalnego ojca duchownego. W dowód wyróżnienia za gorliwie pełnioną posługę kapłańską otrzymał w roku 1969 diecezjalne odznaczenie Expositorium Canonicale, a w roku 1983 diecezjalny przywilej Rochetto et Mantoletto. W 1995 roku został mianowany Kanonikiem Honorowym Kapituły Katedralnej w Tarnowie, zaś w 2017 roku został obdarzony godnością Kapelana Jego Świątobliwości.

Oddał jednej parafii 55 lat swojego życia   W ostatnim pożegnaniu śp. ks. Czesława Jakóbczyka liczny udział wzięli m.in. flisacy. arch. parafii w Sromowcach Niżnych

Jego pogrzeb odbył się wczoraj, 26 września. Został pochowany na parafialnym cmentarzu. Uroczystości przewodniczył biskup tarnowski Andrzej Jeż. Wzięła w niej udział liczna brać flisacka i parafianie, siostry zakonne i kapłani.

"Trudno rozstawać się, z kimś, kto zawsze był i nagle go zabrakło" -  mówiła Jolanta Magiera w imieniu parafian Sromowiec Niżnych w czasie pogrzebu śp. ks. Czesława Jakóbczyka. Wspominała, jak biskup posłał go do tej parafii na próbę, "na chwilę". Parafia była odległa, na krańcu diecezji, bez elektryczności i dogodnej drogi, nie należała do najłatwiejszych. Mógł zrezygnować. Został. To "na chwilę" trwało 55 lat.

"Uboga wieś, ubodzy ludzie, ale to cię nie zrażało. Nie zrażało cię to, że zimą woda w misce w łazience zamarzała, że niejednokrotnie przymierałeś z głodu. Żeby załatwić urzędowe sprawy, pożyczałeś pieniądze na bilet. Do Krościenka biegłeś przez góry tam i z powrotem, bo nie było telefonu, a trzeba było przynieść pisma z kurii od księdza dziekana" - opowiadała, wspominając ludzi, którzy to jeszcze pamiętali.

"Poprzeczkę postawiłeś sobie bardzo wysoko. Chciałeś zmienić sytuację ludzi na lepsze" - zauważyła, wyliczając wszystkie prace podejmowane z jego inicjatywy, łącznie z budową nowego kościoła, i to, jak bardzo doceniał ludzi za ich zaangażowanie. Dziękowała za udzielane przez niego sakramenty pokoleniom parafian. Wspominała jego skromność i to, że nigdy nie rozstawał się z różańcem. Wszyscy pamiętają jego brązowy sweter, zawsze ten sam. Nie potrzebował innego, zawsze widział ważniejsze wydatki. Nigdy nie był na urlopie, nie wyjeżdżał na wakacje czy do sanatorium, by podreperować swoje zdrowie.

Wspominała, jak trzykrotnie w swoim życiu upadł. Raz spadł z rusztowania w czasie budowy, kolejnym razem zmęczony uderzył głową o posadzkę podczas niedzielnej Sumy. Trzeci upadek zdarzył się na dwa dni przed jego śmiercią.

"Wierząc w świętych obcowanie, wiem, że będziesz za nami orędował u Boga i dla Twojej ukochanej parafii wypraszał potrzebne łaski. Żal tylko, że nie usłyszymy już czytanej przez Ciebie Ewangelii. Ta ostatnia była we wtorek na porannej Mszy. Jeszcze w uszach dzwoni ostatnie zdanie: «Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je»..." - mówiła.

"My parafianie dziękujemy Bogu za piękny dar Twojego życia, świadectwo świętego kapłana" - dodała, dziękując także wszystkim tym, którzy pomagali mu w ostatnim czasie choroby, cierpienia, starości.