Tu jest dom

Grzegorz Brożek

|

Gość Tarnowski 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Miejscowość znana jest w regionie z produkcji blaszanych garaży. Ale podstawowe skojarzenie jest jedno − Szyk to rodzina.

Wręczenie nagród. Wręczenie nagród.
Grzegorz Brożek /Foto Gość

W kościele parafialnym rozstrzygnięto 2 października parafialno-szkolny konkurs o rodzinie. W tym roku został poświęcony rodzinie Ulmów. Renata Zając z rady parafialnej mówi, że Szyk się w zasadzie w Ulmach zakochał. – Poczuliśmy, że są nam wyjątkowo bliscy, jakby pochodzili stąd. Chodzi o ich wielodzietność, o relacje ich łączące, no i o pracowitość – mówi. Na beatyfikację pojechał z Szyku cały autobus, 50 osób. Dzieci w szkole dostały obrazki Ulmów, teraz ten konkurs i już, jak w wielu miejscach w Polsce, nabożeństwa różańcowe są także z Ulmami. – Chcieliśmy Ulmów zaprosić do nas, bo oni podobni są do naszych szykowskich rodzin – tłumaczy pani Renata.

Czy męczennicy z Markowej mogą się tu czuć jak u siebie? Ksiądz proboszcz Grzegorz Ochał szacuje, że obecnie w parafii jest 1400 wiernych. – To jest 300 rodzin i proszę sobie wyobrazić, że mniej więcej połowa z tych rodzin, czyli 150, to rodziny mające co najmniej pięcioro dzieci – mówi. Do niedawna nawet nie tak mało małżeństw cieszyło się dziesięciorgiem i więcej dziećmi. – Pochodzę z rodziny, w której było dziesięcioro rodzeństwa. Byłam najmłodsza, a różnica między najmłodszym a najstarszym dzieckiem to ponad 20 lat. Nigdy nie złościliśmy się, że jest nas za dużo, chociaż oczywiście zawsze mogło czegoś brakować, ale nie znaliśmy innego życia i taka liczna rodzina od początku była dla nas normalna – mówi Małgorzata Grucel, która pracuje z przedszkolakami w szkole.

Dziewięcioro rodzeństwa miała również dyrektor szkoły Halina Kaczmarczyk. – Więzi, które powstają między dziećmi w wielodzietnych rodzinach, to coś niezwykłego. Tego nie ma w rodzinach, w których jest jedno czy dwoje dzieci. Kiedy byliśmy dziećmi, trzymaliśmy się razem, bo nie było wyjścia. Dzisiaj też jesteśmy bardzo związani. Poza szkołą była praca. Nie było wakacji, tylko pomoc w gospodarstwie. Jedno dziecko pilnowało i wychowywało drugie, czasem też się poszarpaliśmy, ale byliśmy pod dużą kontrolą i opieką rodziców – wspomina. Mówi, że każdy w domu czuł się potrzebny, każdy miał swoje obowiązki, stosownie do wieku. Przy tym wszystkim stawiano na wykształcenie. W rodzinie pani Haliny tata zawsze podkreślał, że nauka jest bardzo ważna. Kształcił dzieci, płacił za internat, choć nieraz troje czy czworo równocześnie z niego korzystało. Były wydatki, ale dzieci, nauka to były priorytety.

− W rodzinie też uczyliśmy się wiary i szacunku. Duża rodzina dobrze wychowuje – mówi Małgorzata Grucel. Rodzina uczyła szacunku do Kościoła, do kapłana, do starszych. – Pamiętam, że idąc do spowiedzi, musieliśmy mamę i tatę przeprosić i pocałować w rękę. Nie było w tym niczego upokarzającego, był to znak miłości i szacunku – przypomina Halina Kaczmarczyk. Ciekawe, że to wszystko w Szyku częściowo przetrwało. Może nie dokładnie każdy obyczaj, ale jego treść, sens, pozostały. − Ja jestem tu od ponad 20 lat i czasy się zmieniły, ale w Szyku dalej jest tak jak było, te same wartości nadal są ważne, respektowane i skutecznie przekazywane – z przekonaniem mówi Renata Zając.

Szyk jest wioską trochę ukrytą w jednej z dolin Pogórza Wiśnickiego. – Młodzi ludzie tu wracają. Każdego roku święcę 5−6 nowych domów. Wracają, bo tu chcą mieszkać – mówi ks. Ochał. – Dzieci mają wpojony obraz dużej rodziny i rodzinnego życia. Nastolatkowie może buntują się, odrobinę starsi szukają szczęścia poza Szykiem, ale kiedy zaczynają żyć na własny rachunek, wielu wraca do Szyku, bo tu jest dom, także w sensie duchowym – opowiada Barbara Strażnik z rady parafialnej. Bo Szyk to rodzina, choć nie wszyscy są spokrewnieni. − Kiedy ktoś umrze, cała wieś jest na pogrzebie. Kiedy zdarza się pożar, w całej wsi jest składka na pogorzelców – informuje ks. Grzegorz. Msze św. za zmarłych zamawiane przy pogrzebie można liczyć setkami. – Tego ludzie też nauczyli się w rodzinach, że nie można nikogo zostawić bez pomocy – dodaje Małgorzata Grucel. Za życia i po śmierci. Tak było kiedyś, tak jest i dziś.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.