Budują Jezusowi dom

Beata Malec-Suwara

|

Gość Tarnowski 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Czasem krzyczy, miewa ataki padaczki, swoje humory, ale inni wiele się od Niego uczą. Nikt nie potrafi kochać tak bezinteresownie jako On. Potrzebuje tylko, by się o Niego zatroszczyć.

Budowa budynku mieszkalnego w Szlachtowej dla podopiecznych szczawnickiego koła PSONI. Budowa budynku mieszkalnego w Szlachtowej dla podopiecznych szczawnickiego koła PSONI.
Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Jezus jest w tych najsłabszych, bezbronnych, wykluczonych, jest w każdym z podopiecznych Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną (PSONI) Koło w Szczawnicy. Jest w Pawle, choć bardziej kojarzy się wszystkim z Obelixem, którego zagrał dwa lata temu w przedstawieniu, w Marysi, która nie lubi, kiedy jej robią zdjęcia, w Łucji, o której rodzice mówią, że zmieniła ich dom, jest w Michale i Kamilu, którzy uwielbiają panią Basię. Jezus jest w 38-letniej Kaśce, córce pani prezes – niechodzącej, niemówiącej, z porażeniem mózgowym, ale kochanej. – Codziennie dziękuję Bogu, że ją mam. Te dzieci kochają inaczej, nic nie żądają w zamian, to bezwarunkowa, czysta, prawdziwa miłość, aż czasem człowiek dostaje gęsiej skórki. Potrzebują tylko czułości i miłości, i tego, by się o nich zatroszczyć – mówi Janina Zachwieja ze Szczawnicy, która 30 lat temu wspólnie z innymi rodzicami powołała do życia szczawnickie koło Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną. Zaczynali od pomocy swoim dzieciom, kilku osobom. Obecnie z placówek przez nich uruchomionych w Ochotnicy, Krościenku i Szczawnicy korzysta blisko 150 podopiecznych z kilku gmin – Krościenka nad Dunajcem, Szczawnicy, Ochotnicy, Czorsztyna, Łącka, Kamienicy i Podegrodzia.

Nie było dla nas miejsca

– Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tych niepełnosprawnych jest tylu. Trzeba było docierać do nich, zagadywać ludzi, dopytywać, gdzie są te dzieci. Nie każdy chciał się też przyznać – Janina Zachwieja wspomina czas sprzed 30 lat. – Jestem z zawodu nauczycielką, ale po urodzeniu Kaśki przysługiwał mi urlop dla matek dzieci specjalnej troski. Wiedziałam jedno, że w domu z Kaśką nic nie wysiedzimy – zauważa, opowiadając, jak dowiedziała się o istnieniu stowarzyszenia, jak zostali najpierw filią koła w Zakopanem, jak pomagał im Andrzej Sekuracki, doradzał, finansował pierwsze działania, jak jeździła ze swoją bratową Czesławą Wójcik po okolicznych miejscowościach w poszukiwaniu podobnych do Kaśki dzieci, dopytując o nie, bo wtedy nawet ośrodki zdrowia nie wiedziały, ile ich jest. Walczyły też o to, by je zauważyły lokalne władze, tłumacząc, że niepełnosprawność to nie fanaberia rodziców, że ona jest. Przekonywały, by dać szansę takim dzieciom. Prosiły o jakiś lokal, w którym można byłoby się spotkać, zorganizować jakieś zajęcia dla nich.

– Borykaliśmy się lokalowo bardzo. Nie było dla nas miejsca w Szczawnicy. Zaczynaliśmy w Szlachtowej w niewielkim mieszkanku z dwoma pokoikami, kuchnią i łazieneczką. Korki wysiadały bez przerwy, a zimą rano można było jeździć po podłodze jak na łyżwach, bo wszystko zamarzało – wspomina pani Janina.

Joanna Sokołowska, związana ze stowarzyszeniem od 29 lat, opowiada, że to pani Jasia najpierw swoim prywatnym samochodem dowoziła dzieci na zajęcia i zupy dla nich, które gotowali rodzice. – Ale żeby wyjechać do nas na górkę, moja bratowa musiała lecieć pierwsza i posypać drogę popiołem – uzupełnia opowieść Janina Zachwieja.

Potem pojawiło się światełko, bo wójtem w Krościenku został jej były uczeń. Poprosiła go, by coś dla nich znalazł. Przekazał dom, który kiedyś był własnością księdza. Rozwalający się. Wszędzie wisiały sutanny, latały nietoperze, za podłogę służyły deski rzucone na klepisko, a za toaletę – sławojka. Rodzice podopiecznych z pomocą wójta go wyremontowali, założyli centralne ogrzewanie i… wtedy znalazło się 10 spadkobierców. Jedni zrzekli się prawa własności na rzecz stowarzyszenia, innych trzeba było spłacić, ale dopiero po sprawie w sądzie, który musiał orzec, że wartość domu trzeba liczyć sprzed remontu. Na szczęście mieszkańcy Krościenka stanęli wtedy murem za niepełnosprawnymi. – Nie była to cała społeczność, może pięć pań z najbliższego sąsiedztwa, ale porządnie się za nami ujęły podczas wizji lokalnej – precyzuje Joanna Sokołowska.

– To były chwile grozy, jednak z perspektywy czasu jest co wspominać – dodaje Janina Zachwieja.

Miejsca było wciąż za mało, ale rodzice nabierali zaufania do stowarzyszenia. Państwo zaczęło dostrzegać osoby z niepełnosprawnością i kierować je do placówek. Znowu potrzeba było większego lokalu. Gmina Ochotnica pozwoliła działać stowarzyszeniu w budynku, który PSONI rozbudowało. Potem też i Szczawnica przekazała rozwalającą się szkołę, ale i tę „perłę” stowarzyszenie wyremontowało. Dziś już w obu jest za ciasno.

Robią cuda. Pobiegli do papieża

Dzięki działalności stowarzyszenia i prowadzonym przez nie placówkom osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ale też z licznymi sprzężeniami, przekraczają bariery i działają cuda. Podopieczni PSONI wychodzą na pocztę i do urzędów załatwiać sprawy, uwielbiają wycieczki – do Krakowa, do term, do Sącza na kręgle. Są przy tym kulturalni, grzeczni, uprzejmi, bardzo dużo się uczą. Pobiegli przez prawie całą Europę w trzytygodniowej sztafecie z Grecji do Rzymu. Mieli audiencję u papieża Jana Pawła II, któremu w darze ofiarowali obraz Matki Bożej, wyhaftowany przez Iwonkę Jabłońską w 2002 roku. Do dziś tworzy ona cuda w pracowni rękodzieła artystycznego. Razem z nią inni. Większość sprawnych osób nie potrafiłaby takich stworzyć. Krzyś Adamczyk z Tylmanowej wykonał ceramiczną miniaturę sanktuarium w Łagiewnikach, ale też stary i nowy kościół z Tylmanowej. Budynek ma nawet rynny, piorunochron, gablotę na ogłoszenia z działającymi zawiasami, dzwon, lampy, które świecą, witraże. Nawet liczba drzew rosnących przy świątyni się zgadza. Grześ z Ochotnicy robi tylko duże rzeczy. Ma swój styl. Jego górale są charakterystyczni. W głowach niektórych pod czapką można coś schować. W pracowniach pod okiem opiekunów powstają też rzeczy na zamówienie, jak 150 góralskich bombek na choinkę do kościoła w Szlachtowej. Podobne zdobią choinkę w kościele w Szczawnicy. Zostały one przekazane siostrze jako wyraz wdzięczności za to, że przychodziła do nich przez wiele lat jako wolontariusz i opowiadała o Panu Bogu. Uwielbiają, jak wpada do nich ks. Paweł Lebda, rejonowy duszpasterz niepełnosprawnych, z którym można pogadać, bo jest „swój”. Przyniesie ze sobą nieraz coś słodkiego, zamówi obraz Matki Bożej i odwdzięczy się groszem wpłaconym na działalność stowarzyszenia.

Ci, którzy tu na co dzień pracują, mówią, jak bardzo przebywanie wśród osób z niepełnosprawnością ich zmienia. Wcale nie są przygnębieni. Raczej jest w nich jakaś nadzwyczajna siła. Są uśmiechnięci, spokojni, cierpliwi, opanowani. – Jak ja mam narzekać, jeśli znam mamę, która ma dziecko z niepełnosprawnością, wiem, jak jest jej trudno, bo straciła męża, ma też kilkoro małych dzieci i wydawałoby się, że to wszystko ją przytłoczy, przerośnie, a ona ma siłę się uśmiechać, jest pełna energii i mówi, że nie jest źle. Zwykła, prosta kobieta, a potrafi tak wiele dodać sił – zauważa Jola Węglarz, opiekująca się ośrodkiem w Krościenku.

Tym paniom ze stowarzyszenia, które mówią, że są babciami lub emerytkami, trudno uwierzyć. Pani prezes twierdzi, że ma 78 lat. Nie w głosie, nie w sercu ani nawet na oko. Tylko nogi ją bolą. – Widocznie mają boleć, ale człowiek o tym nie myśli, bo jest jeszcze wiele do zrobienia – przekonuje.

Początek na koniec

Misją szczawnickiego koła PSONI jest wsparcie osób z niepełnosprawnościami i towarzyszenie im od urodzenia aż do naturalnej śmierci. Z inicjatywy stowarzyszenia działają Ośrodek Rehabilitacyjno-Wychowawczy w Krościenku i Ochotnicy, Szkoła Przysposabiająca do Pracy w Ochotnicy Dolnej, Środowiskowy Dom Samopomocy oraz Warsztaty Terapii Zajęciowej w Szczawnicy, a także wczesne wspomaganie rozwoju małego dziecka. Brakuje tylko jednego ogniwa, by ich podopieczni po śmierci swoich rodziców mogli pozostać w swoim środowisku i nie musieli przenosić się do DPS-ów czy ZOL-i. To dla nich PSONI buduje dom mieszkalny w Szlachtowej. Niedaleko od domu, który był ich pierwszą przystanią, „stajenką” nawet przystoi ją nazwać. Nowy powstaje po drugiej stronie drogi.

– Nasze dzieci dorastają, ale nadal wymagają opieki i wsparcia, tego, by się o nie zatroszczyć, zwłaszcza gdy ich rodzice odchodzą. Budujemy dla nich dom, w którym będą mogli godnie przeżyć swoją starość, kiedy zniedołężnieją jeszcze bardziej – zauważa Janina Zachwieja.

Dom już stoi. Jest zadaszony, ma okna i drzwi. Wszystko dzięki ludziom dobrej woli, okazanemu przez nich wsparciu i ofiarowanym pieniądzom. Trzeba go jeszcze ocieplić, ogrzać, ułożyć płytki, zamontować windę. To już nie tak wiele, by Pan Jezus mógł w nim zamieszkać na starość.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.