Rzeczy ważne i ciekawe

gb

|

Gość Tarnowski 02/2024

publikacja 11.01.2024 00:00

Kiedyś, 50 albo 40 lat temu, próby trwały nawet pół dnia. Było przy tym dużo zabawy. – Ale teraz jest jeszcze lepiej – przyznaje Elżbieta Stosur.

	Scena finałowa spektaklu. Scena finałowa spektaklu.
Grzegorz Brożek /Foto Gość

Pani Ela, jak sama mówi, jest dziś po panu Antonim Wójciku drugą najstarszą osobą w obsadzie jasełek. – Pojawia się na chwilę w historii nawrócenia zbója Madeja. – A poza tym robię to samo co 50 lat temu, czyli jestem suflerem – opowiada. Pan Antoni liczy dziś 80 lat, a kiedy w 1981 roku stawał na scenie jasełek po raz chyba ostatni, liczył sobie prawie 40 wiosen. Tacy aktorzy seniorzy w tym roku znów stanął na deskach parafialnego teatru. – Wielu zaczęło wspominać jasełka, które grane były u nas w latach 70. i 80. XX wieku. Takie charakterystyczne, ze zbójami. Zachowały się nawet zdjęcia z przedstawień. W tym roku zatem wróciliśmy po części do tekstu sprzed 40 lat i zaprosiliśmy do udziału tych, którzy ostatni raz w 1981 roku grali ten scenariusz – opowiada Maria Stochmal, która z s. Lidią i Elżbietą Stosur koordynowały projekt.

Na scenie w oryginalnym składzie sprzed lat pojawili się zbóje. Łączenie tradycji zaowocowało łączeniem pokoleń. Syn Antoniego Wójcika gra króla, a wnuk Antoniego jest pasterzem. Podobnie w przypadku pana Pociechy, który gra arcykapłana, a na scenie pojawiają się także jego syn i wnuk – obaj grają pasterzy. Jest jeszcze pan Krzysztof, który gra zbója, jego córka damę, a wnuczęta są małymi aniołkami.

Chomranicki spektakl ogląda się z prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza że na scenie pojawia się aż 65 osób, które stanowią reprezentację całej parafii, wszystkich miejscowości ją tworzących. – Chciałem i kibicowałem bardzo, żeby to się udało, bo jest to świadectwo integracji parafii i narzędzie jej wzmacniania. Łączymy to, co było, z tym, co jest dziś. A ile piękna i wzruszeń to przyniosło, trudno zliczyć – mówi ks. Stanisław Pachowicz, proboszcz parafii, który od początku kibicował aktorom i był na każdej próbie. Antoni Wójcik z sentymentem wspomina jasełka sprzed ponad 40 lat. – Było bardzo przyjemnie. Nie było innych rozrywek, spotkaliśmy się na próbach, które trwały nie godzinę, nie dwie, ale pół dnia, bo były pogawędki, zabawa, posiadówki – mówi.

Jarosław Leśnik pamięta tamte próby. – W telewizji nie było nic ciekawego, ciekawy był drugi człowiek. Próby były wydarzeniami towarzyskimi – uśmiecha się. Wydaje się, że tamtych czasów, wspomnień młodości nic nie przebije. – Ale teraz jest lepiej. Są czasem nerwy, stres, ale radość ogromna, bo kiedy w Polsce jakaś niezgoda, waśnie, to my tu w radości spędzamy czas. Poza tym na scenie są nasze dzieci, wnuczki, czasem prawnuczki, to czego chcieć więcej. I na końcu mamy takie poczucie, że jesteśmy wspólnotą, że w parafii możemy zrobić także inne, może ważne, może ciekawe rzeczy – mówi pani Ela.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.