O Janeczku, który w katyńskich dołach zginął

Beata Malec-Suwara

|

Gość Tarnowski 15/2024

publikacja 11.04.2024 00:00

– Jesteśmy tylko dziedzicami tamtych wspomnień – mówią bracia Stanisław i Wiesław Wróblewscy z Tarnowa.

Wujka znają jedynie z opowiadań, ale o pamięć o nim postanowili się upomnieć. Wujka znają jedynie z opowiadań, ale o pamięć o nim postanowili się upomnieć.
Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Jesteśmy tarnowiakami od pokoleń, podobnie jak nasz wujek, kuzyn naszego ojca – porucznik Jan Ignacy Wróblewski, który zginął w Katyniu. Jego nazwisko jednak nie zostało upamiętnione w Alei Dębów Katyńskich w Tarnowie i tak trafiliśmy do Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich, by się o niego upomnieć. Otrzymaliśmy tam zapewnienie, że zostanie to uzupełnione – mówi Wiesław Wróblewski w imieniu swoim i brata Stanisława.

– Zdziwiło nas, dlaczego tak się stało, ponieważ nazwisko naszego wujka jako ofiary Katynia jest znane i wymieniane w publikacjach. Widnieje też na półpiętrze I Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie, gdyż był absolwentem szkoły, która się tam wówczas mieściła, czyli I Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego. Upamiętniony jest na tablicy w kościele księży filipinów. Jego nazwisko i imiona znajdują się także na betonowym kurhanie w Katyniu, gdzie spoczywają szczątki ofiar, co sam cztery lata temu widziałem. Jan Ignacy Wróblewski, urodzony w 1903 roku, to nasz wujek. Jest tam jeszcze pięciu innych Wróblewskich, ale to popularne w Polsce nazwisko, więc nie ma się co dziwić – mówi Stanisław Wróblewski.

O tym, jak bardzo popularne, przekonał się także sam w czasie, kiedy będąc w Wilnie, miał razem w innymi uczestnikami wyjazdu wykonać pracę społeczną na cmentarzu „na Antokolu”. – Polegała ona na oczyszczeniu z mchu grobów Polaków poległych w wojnie bolszewickiej. Skrobaliśmy je nożami albo kawałkami blachy. Kiedy wykonałem tę przydzieloną mi robotę, odczytałem nazwisko poległego Tadeusza Wróblewskiego, czyli człowieka o takim samym nazwisku jak moje – opowiada.

Sam w tym roku skończy 87 lat. Wojnę pamięta, ale wujka już nie. Zna go jedynie z opowiadań ojca. W 1939 roku miał tylko dwa lata. – Pamiętam za to, jak ojciec w 1943 roku, kiedy Niemcy odkopali katyńskie groby, przyszedł do domu z kościoła z „Gońcem Krakowskim” pod pachą. Była w niej lista ofiar katyńskich, a na niej nazwisko Jana Ignacego Wróblewskiego. Zawiadomił od razu jego rodziców i tak stryj i stryjenka dowiedzieli się, co się z Janeczkiem stało. Stryj z tego zmartwienia nie dożył końca wojny. Pamiętam też ich dom – żółty, drewniany, z ganeczkiem z desek, który znajdował się naprzeciw hotelu Tarnovia. Stamtąd zresztą wywodziła się cała nasza rodzina, bo był to dom rodzinny także mojego dziadka. Pradziadek miał ponad 40-hektarowe pole, które ciągnęło się spod kościoła misjonarzy aż do Paskówki, do lasku, czyli aż po ulicę Elektryczną – wspomina pan Stanisław.

O wujku Janie Ignacym Wróblewskim rozstrzelanym w Katyniu wiadomo, że miał wówczas 36 lat. Nie miał żony ani dzieci. Urodził się 5 sierpnia 1903 roku w Tarnowie. Był absolwentem Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (1928) i nauczycielem w gimnazjum w Staszowie. Zresztą i w tym mieście jego nazwisko widnieje na Pomniku Katyńskim, który znajduje się w parku im. Adama Bienia. Ukończył też kurs w Batalionie Podchorążych Rezerwy Piechoty nr 5a w Cieszynie (1931). Uzyskał stopień podporucznika ze starszeństwem 1 stycznia 1933 r. Został przeniesiony do 74. Pułku Piechoty. We wrześniu 1939 r. został zmobilizowany do wojska i trafił do niewoli do obozu jenieckiego w Kozielsku. Jego nazwisko widnieje na liście wywozowej z datą 3 kwietnia 1940 r. Został rozstrzelany w Katyniu. Znaleziono przy nim książeczkę wojskową, kalendarz kieszonkowy, notatnik i dowód osobisty.

– Ojciec go często wspominał, wraz z ciotką Heleną, czyli siostrą naszego ojca, która była nauczycielką w Rudzie Śląskiej. Mówili, że wujek uczył matematyki w gimnazjum w Katowicach i że to tam zastała go mobilizacja wrześniowa. On i ciotka trafili tam w ramach repolonizacji Śląska – akcji podjętej jeszcze przed wojną – mówi Stanisław Wróblewski.

Z opowiadań rodziców zna też nazwiska innych katyńczyków pochodzących z Tarnowa. – To nasz sąsiad mjr Stanisław Izworski zamordowany w Charkowie, a w Katyniu lekarz płk Stanisław Nikodem Goździewski, który mnie leczył z zapalenia płuc, gdy miałem dwa lata. W Tarnowie prowadził bezpłatną przychodnię dla biednych dzieci – wspomina pan Stanisław.

– Ojciec dużo nam opowiadał, dużo czytał. Jako chłop, który miał konia, wóz i pole, miał też pół matury, a przed wojną to nie było mało. Trochę mówił po niemiecku. Sam też przeszedł kampanię wrześniową aż do Stanisławowa, gdzie go złapali bolszewicy, ale ze dwa lub trzy razy udało mu się im uciec. Takie to były czasy. Pokolenie naszych rodziców przeżyło dwie wojny światowe i swoje doświadczyli, a my jesteśmy tylko dziedzicami tamtych wspomnień – uważa Stanisław Wróblewski.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.