Żartowałem kiedyś przy znanym, wybitnym artyście, Janie Henryku Botorze, że nie za bardzo umiem uczestniczyć w Mszy Świętej, a tym bardziej ją odprawiać, gdy on gra na organach.
Jak wiele doświadczeń przejść trzeba, gdy buduje się wielkie dzieło, wiedzą tylko naprawdę pokorni ludzie. I silni, co – swoją drogą – często chodzi w parze, bo słabość nie jest pokorą, tylko słabością. Fascynuje mnie, jak wiele musiał przejść ksiądz Sopoćko, również z powodu kłamstw, oszczerstw albo zwyczajnie nieporozumień i pomyłek.
To było przeżycie z gatunku mistycznych.
Ciekawe, dlaczego Popielec jest jednym z ulubionych dni katolików.
Ostatni przed Wielkim Postem numer „Gościa Niedzielnego” pełen jest spraw poważnych i poważnie potraktowanych przez autorów.
Chorowanie papieża stało się ostatnio bardzo popularnym tematem w mediach, zwłaszcza w tych, które lubią wszczynać ożywione dyskusje.
Od pierwszej wizyty w tym mieście darzę je sympatią. Może nawet czymś więcej, ale nie potrafię tego nazwać; może chodzi o szacunek, może o podziw albo zauroczenie. Nie ma sensu tego rozgrzebywać na cząstki elementarne.
Sporo o opiece w tym numerze. O opiece nad chorymi (Światowy Dzień Chorego, trudno się dziwić!), o opiece, która czasem kosztuje życie (ks. Paweł Kontny i jego ofiara z życia poniesiona w obronie młodych kobiet przed czerwonoarmistami), czy o opiece rodziców nad dziećmi w kontekście akcji „Posyłam dziecko na religię”.
To było trzy tygodnie przed Wielkanocą. Myśląc coraz więcej o klasztorze trapistów, świeżo nawrócony i dobrze się zapowiadający amerykański intelektualista Tomasz Merton wypożyczył z biblioteki encyklopedię katolicką.
Niby wszystko miało stać się nowe. Figury na szachownicy świata miały zmienić swoje pozycje. Atmosfera gry również. I wszystko może się stać, w końcu to dopiero początek.