Charles E. Merrill Jr. był filantropem. Wspierał m.in. Planned Parenthood...
Wiadomość o śmierci Charlesa E. Merrilla Jr. mogła zelektryzować społeczną wyobraźnię. Jak to? Miliarder mieszkający w bloku z wielkiej płyty? I to w Nowym Sączu? A do tego bohater wojenny, zakochany w Polsce, filantrop, człowiek promujący uzdolnioną młodzież! Biografia zmarłego robi wrażenie. Podobnie jak zaangażowanie społeczne jego żony.
Jak zauważył portal sadeczanin.info, pani Julia Bordeaux wzięła udział w Czarnym Proteście sądeckich feministek pod miejskim ratuszem. Dodać trzeba, że wzięły w tym smutnym zebraniu udział także inne nauczycielki, a nawet uczennice Zespołu Szkół Społecznych „Splot” w Nowym Sączu, który pan Merrill wspomagał.
W wywiadzie „Jak najdalej od jabłoni”, udzielonym „Tygodnikowi Powszechnemu” w 2016 roku, pan Merrill przyznaje się, że żona zabierała go na warszawskie demonstracje Komitetu Obrony Demokracji, gdzie uczestniczył w „fantastycznej paradzie, wśród rzeszy ludzi, która sunęła przez miasto z gigantyczną biało-czerwoną flagą". Dowiadujemy się także, że Fundacja Merrilla finansowała m.in. Planned Parenthood, organizację znaną z promocji aborcji.
Pan Merrill w tymże wywiadzie wyznaje, iż nie jest osobą religijnie praktykującą, acz religię poważa. Jego ojciec należał do Kościoła episkopalnego, zaś matka była „gorliwą katoliczką”. „Ale katolicyzm nie miał na mnie wielkiego wpływu. Zawsze uważałem go za politycznie wsteczny - przecież to katolicy popierali generała Franco” (cyt. z wywiadu w „Tygodniku Powszechnym”). Na koniec miliarder przyznaje, że w jakiegoś Boga stara się wierzyć, w Boga, który nie jest ani demokratą ni republikaninem, który „silnie wierzy w równość wszystkich ludzi, szanuje kobiety i popiera ich prawa edukacyjne. W przeciwieństwie do niektórych katolików”.
Znana od tysiącleci łacińska maksyma mówi, że "de mortuis aut bene aut nihil", czyli o zmarłych (mówić) dobrze lub wcale. Z szacunku dla pana Merrilla wybieram "wcale", choć - ze smutkiem - musiałem przytoczyć kilka faktów...