Letnie wędrówki. O żywocie ludzi poczciwych, kościele nad potokiem Słowik i tajemniczej baszcie. Mielecko--kolbuszowsko- -głogowski obszar chronionego krajobrazu leży w znacznej części poza diecezją, z wyjątkiem bardzo ciekawej krainy nad dolną Wisłoką.
Krajobraz zza szyby samochodu przesuwa się z dużą prędkością. Nużą w tym upale pasma pól i sosnowych lasów, choć właściwie to się cieszę, że pejzaż nie przykuwa wzroku, przygotowując na to, co nieoczekiwane. Pierwsze miejsce to ścieżka przyrodnicza w rezerwacie Bagno Przecławskie. Czuję, jak mocno pachnie sosna w tym iście afrykańskim upale.
Mała dawka fitoterapii nie zaszkodzi. Kto może, niech zostanie tu dłużej, bo po opuszczeniu ścieżki można wyruszyć za główną leśną drogą przed siebie. Zanim jednak zapadnie taka decyzja, czas na dowiadywanie się: jak powstaje torf, co robią czerwone mrówki metr pod ziemią, czym się różni wykrot od wyłomu, co to jest bagno zwyczajne, owadożerna rosiczka czy wełnianka, która akurat kwitnie jak bawełna.
Ścieżka, ciekawie zaprojektowana, wije się pośród lasu wokół rozlewiska. Są pomosty i kładki. Na wodzie unoszą się rozkwitające nenufary. Dziś jest cicho – ani żywej duszy. A jeśli potem pójdzie się tak, jak prowadzi główna droga, można dojść do krzyża i pomnika wystawionego niejakiemu Tłockiemu, dowódcy oddziału dragonów, który uratował mieszkańców pobliskiego Korzeniowa przed Szwedami. Został jednak śmiertelnie ranny i pochowano go na rozstaju dróg. Miejsce grobu upamiętnili mieszkańcy Korzeniowa. Dziś jednak tam nie dojdę, bo przygoda woła mnie do Przecławia…
Kapliczka szczęścia
Miasteczko leży na wzgórzu, w centrum rozgrzana patelnia rynku. Do zamku trzeba skręcić na Podole. Jego budowa rozpoczęła się w 1518 roku. Pierwszymi właścicielami byli Ligęzowie, potem Koniecpolscy i Tarnowscy z Rzemienia. Zamek i Przecław ucierpiały bardzo podczas potopu szwedzkiego. Krążą legendy, że w lochach zamkowych schroniły się kobiety i dzieci, jednak Szwedzi odkryli tę kryjówkę i wszystkich zabili. Na rynku w Przecławiu przed urzędem miasta stoi krzyż, zwany szwedzkim, upamiętniający ofiary tamtej rzezi. Szwedzi podpalili ratusz i ograbili zamek z co cenniejszych rzeczy.
– Tarnowscy po wojnie sprzedali majątek Władysławowi Rejowi w 1668 roku. Był to w prostej linii potomek Mikołaja Reja. I tak do 1944 roku mieszkało tu dziewięć pokoleń rodziny Rejów. Jeden z nich, hr. Kajetan Rej zginął w pojedynku z Wincentym Krasińskim, ojcem poety Zygmunta Krasińskiego. Przed naszym zamkiem, tuż za rondem, stoi taka kapliczka, przez miejscowych zwana kapliczką szczęścia, bo ponoć spełniają się przy niej wszystkie prośby skierowane do MB Częstochowskiej, a już na 100 procent te, które przedstawiają panny starające się o dobrego męża. Kapliczkę ufundowała rodzina Rejów po śmierci Kajetana, z prośbą, żeby Matka Boża chroniła ród przed takimi tragediami – opowiada pani Elżbieta, przewodnik.
Płonący stos
Zamek przeżywał swój rozkwit na przełomie XIX i XX wieku, kiedy jego gospodarzem był hr. Mieczysław Rej. – Był postacią zasłużoną dla Polski. Powstaniec styczniowy, poseł na sejm, działacz społeczny, pierwszy przewodniczący Tatrzańskiego Towarzystwa Turystycznego, pierwszego na ziemiach polskich towarzystwa turystycznego. Dzięki niemu powstała na naszym terenie pierwsza szkoła średnia, w Mielcu – LO im. Stanisława Konarskiego. Wzorując się na księżnej Izabeli Czartoryskiej, postanowił ze swojego zamku uczynić rezydencję muzeum; powstała sala z pamiątkami po sławnym protoplaście Mikołaju Reju. Było to drugie w Polsce prywatne muzeum, z bogatą biblioteką, w której było 5 tys. woluminów, w tym pierwsze wydania pism Reja i Kochanowskiego – mówi pani Elżbieta.
Niestety, nic z tego się nie zachowało. W 1944 wojsko radzieckie spaliło całą bibliotekę i meble. – Przez kilka dni na olbrzymim stosie płonęła bezcenna biblioteka Rejów – przywołuje wspomnienia starszych mieszkańców Witold Jarosz. Z ruiny zamek podźwignęły WSK Mielec pod okiem prof. Zinna. Budowla należy dziś do prywatnych właścicieli, ale można ją zwiedzić, nie rezygnując z pysznej zamkowej kuchni, której specjały można zamówić w stylowej restauracji. Potem warto wybrać się na krótki spacer po parku. Na 27 hektarach rośnie las złożony z 27 gatunków drzew, a u stóp wzgórza szmerze romantycznie potok Słowik.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się