Czy uczciwość jest u nas nadal towarem deficytowym?
„Gazeta Krakowska” pisze o małżeństwie z Chełmca koło Nowego Sącza, które zwróciło znalezioną przypadkowo torbę z pieniędzmi, kartami bankowymi i telefonami obywatelowi Niemiec. Tytuł: „Uczciwi Polacy z Sącza zadziwili Niemca”. Nie wiem czy bardziej dziwić się samym faktem zwrotu zguby, czy tytułem.
Pamiętam stary dowcip: Oferta biura turystycznego w Niemczech: „Jedź do Polski. Twój samochód już tam jest”. Żeby to był tylko żart, byłoby śmiesznie. Tymczasem na pewnym etapie przemian społecznych w Polsce to były częste fakty. Niestety pracowaliśmy jako społeczeństwo, a w każdym razie niektórzy jego członkowie, dość ciężko na opinię, którą w Europie Zachodniej o nas sobie wyrobili. Dziś to się zmienia. Polak pracujący nie za „minimalną krajową”, ale za euro czy funty okazuje się człowiekiem pracowitym, potrafiącym zrobić znacznie więcej niż wymaga od niego pracodawca. Jest w odróżnieniu od lokalnych firm o wąskiej specjalizacji złotą rączką do wszystkiego. Nic dziwnego, że w Europie Polacy bywają bardzo pożądanymi pracownikami. Zachód zmienia o nas zdanie, które spaprali nam kiedyś miłośnicy cudzych Volkswagenów i Mercedesów.
Tymczasem „Krakowska” pisze o uczciwych Polakach, którzy zwrócili zgubę. Już sam tytuł jest frapujący. Czytając o – powtórzę - „uczciwych Polakach” mam podejrzenie, że to skomplikowana gra słów. Pewnie oksymoron. W dodatku oddawszy zgubę nie chcieli znaleźnego. To może chorzy i lekarza tu trzeba? I tak od słowa do słowa mam wrażenie, że drobny fakt stał się nielichą sensacją. Niemiec był miło zaskoczony, ale prawdziwa bomba wybucha w Polsce. Tymczasem zwykła uczciwość to nie powód, by za jej praktykowanie rozdawać medale, bo powinna być tak naturalna, jak oddychanie. Niezauważalna. Tymczasem chcą nam niektórzy wmówić, że uczciwość bywa nadal towarem deficytowym, że pojedyncze przypadki potwierdzają regułę, że jesteśmy krajem złodziei. Tymczasem szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.