Marsz zorganizowały ruchy i stowarzyszenia katolickie działające przy wszystkich mieleckich parafiach. Uczestniczyło w nim ponad 2 tys. osób.
Z Barbarą Tutro, katechetką i pedagogiem, doradcą życia rodzinnego, współorganizatorem mieleckiego III Diecezjalnego Marszu Życia, który odbył się 14 października rozmawia Grzegorz Brożek
Po Tarnowie i Nowym Sączu gospodarzem Marszu jest Mielec. Dlaczego?
- Otrzymaliśmy takie zaproszenie z duszpasterstwa rodzin i chętnie je podjęliśmy. Znakomitą rzeczą jest, że marsz kroczy po diecezji, bo doświadczyliśmy tego, że zaangażowało się mnóstwo ludzi, czasem takich, których nie znaliśmy. Już organizacja takiego przedsięwzięcia łączy ludzi, uczy ich współpracy. Poza tym aktywizuje różne środowiska. Dobrze, że co jakiś czas doświadczyć tego mogą nowe środowiska.
W jakiej sprawie idziemy?
- Idziemy, bo zło jest bardzo krzykliwe, widoczne, natomiast dobro gdzieś chowa się po kątach. Idziemy, by tym, którzy są zagubieni, niepewni, pokazać, że nie są sami, że nie są odosobnieni w swoich konserwatywnych, tradycyjnych przekonaniach. Trudno się jednak dziwić pewnemu brakowi pewności, bo jak poczyta się gazety, poogląda telewizję, to można dojść do wniosku, że tradycyjne poglądy są w mniejszości, bo dziś cały świat myśli inaczej. Pokazujemy, że to nieprawda. Jest nas tu parę tysięcy.
Może jednak nie musimy mieć potrzeby manifestowania tych przekonań? Może wystarczy zachować je dla siebie?
- Nie. Od tego zależy życie naszego społeczeństwa. Musimy bić na alarm. Nasz naród ginie. Nie ma prostej zastępowalności pokoleń. Rodzina nie jest promowana, nie ma preferencji. Matce, która wychowuje dzieci, a nie pracuje zawodowo mówi się, że będzie miała problem z emeryturą. To jest niesprawiedliwe, niewłaściwe. Marsze i pokazywanie, że wielu ludzi nie zgadza się z taką polityką jest istotne.
Rozmawia pani na co dzień o rodzinie i seksualności z młodymi ludźmi, młodzieżą. Łatwo im o tym mówić?
- I łatwo, i trudno. Oni są ciekawi, chętnie słuchają wskazówek. Chcą przeżyć wielką, wspaniałą miłość. Chcą, żeby ich życie rodzinne , zwłaszcza gdy dorosną, było jak najbardziej udane. Dlatego pytają, co robić, aby być szczęśliwym w życiu. Jednocześnie mają totalne zamieszanie w głowie, widząc model życia dla młodych ludzi, który podsuwają media. A tam króluje wizja szybkiego, łatwego życia bez zobowiązań, kultura „użycia”. W tych przekazach jest wiel zakłamania na temat wartości życia, płciowości, rodziny.