Błogosławiona s. Julia Rodzińska, dominikanka, szybko wspięła się na szczyty świętości. Nie był to łagodny spacer. Uczą się tego od niej siostry opiekujące się chorymi w bocheńskim DPS, gdzie panują trudne warunki z powodu koronawirusa.
Jej życie splotło się z wielką historią. Zaczęło się jednak zwyczajnie. Przyszła na świat 16 marca 1899 roku. – Poród był niespodziewany, więc akuszerem był sam ojciec – podaje s. Justyna Mirosława Dombek OP. Dziewczynka otrzymała na chrzcie imiona Stanisława Maria Józefa. Była córką Marianny i Michała, nawojowskiego organisty. Szczęśliwe dzieciństwo Stanisławy skończyło się definitywnie w 1909 roku, kiedy umarł jej ojciec. Matka zmarła dwa lata wcześniej.
Stasia
Czwórka rodzeństwa została rozdzielona, a Stanisławą i młodszą siostrą Janiną zaopiekowały się dominikanki na czele z s. Stanisławą (Julią) Leniart, które wówczas miały w Nawojowej klasztor. Siostra Stanisława, sama sierota, przygarnięta kiedyś przez założycielkę dominikanek m. Kolumbę Białecką, szybko stała się dla małej Stasi i Janki matką. Stasia ukończyła w Nawojowej szkołę ludową, a potem Seminarium Nauczycielskie w Nowym Sączu. Siostry przygotowały ją do I Komunii św. – Dbały o jej duchowy i intelektualny rozwój. Nauczyły ją gry na pianinie, haftu artystycznego i wypełniania obowiązków domowych – dodaje s. Dombek.
Pod opieką sióstr rodzi się w sercu Stasi powołanie zakonne, być może zmotywowane i tym, że I wojna „rodziła” sieroty, które potrzebowały opieki. Stanisława wstępuje do dominikanek, gdzie otrzymuje imię Maria Julia. Po pierwszej formacji w zakonie kontynuuje naukę w Nowym Sączu, później zaś kończy w Poznaniu... kurs ochroniarski, potrzebny do pracy w placówkach wychowawczych prowadzonych przez dominikanki.
Podrzucone kanapki
Mając 28 lat, zostaje kierowniczką szkoły powszechnej, odpowiada też za Zakład dla Sierot. Pracuje w Mielżynie k. Gniezna, gdzie opiekuje się sierotami. Potem krótki epizod szkolny w Rawie Ruskiej i aż 22 lata pracy nauczycielki i wychowawczyni w Wilnie. Wybitny pedagog, wychowawca, wymagający, ale i sprawiedliwy nauczyciel, troskliwa i serdeczna jak matka – tak w skrócie można opisać osobę s. Julii. Poza szkołą potrafiła zaktywizować uczniów w kółku teatralnym i szkolnej bibliotece. Dla sierot społecznych organizowała kolonie i półkolonie. Głodnym dyskretnie podrzucała kanapki. Jej charyzmatyczna osobowość dała się poznać w prowadzeniu Zakładu dla Sierot. – Dzieciom pozbawionym domu stworzyła namiastkę rodzinności. Jej wychowankowie chodzili ubrani kolorowo i różnorodnie, a nie zakładowo, w charakterystycznych mundurkach – podaje s. Dombek. Społeczeństwo Wilna nadaje jej zaszczytny i zasłużony tytuł „Matka sierot”. Pracę dominikanek w Wilnie kończy w 1941 roku podszyte nacjonalizmem przejęcie przez Litwinów klasztoru i zakładu.
Anioł dobroci
Na początku lipca 1942 roku s. Julię aresztuje gestapo. Rok spędza w izolatce, która była cementową „szafą”, można było w niej jedynie siedzieć. Przebywa w więzieniu jako „polityczna”, nie poddaje się w czasie okrutnych przesłuchań. Po roku zostaje wywieziona do KL Stutthof, umieszczona wśród żydowskich więźniarek. W piekle obozu organizuje surowo zakazane modlitwy wieczorne, podnosi na duchu i wspiera swoimi racjami żywności czy odzieżą bardziej potrzebujących. – Szlachetna, chętna do pomocy i dobra. Pełniła dzieła miłosierdzia w obozie, gdzie zapomniano, że w ogóle istnieje miłosierdzie. Uderzający spokój, wewnętrzne skupienie. W jej pobliżu człowiek czuł potrzebę modlitwy – wspominają s. Julię byłe więźniarki. Ryzykując utratę życia, powoduje, że do części żydowskiej dociera w jednym z komand ksiądz – więzień. Grypsami ratuje przed samobójstwem jednego z więźniów. Na koniec zgadza się pomagać chorym na tyfus w obozie żydowskim. – Zmarła 20 lutego 1945 roku. Leżące obok więźniarki słyszały modlitwę odmawianą półgłosem. Cisza, która objęła pryczę s. Julii, była znakiem jej odejścia do wieczności – pisze s. Dombek. – Oddała życie za innych, umarła z poświęcenia, była aniołem dobroci – wspominały s. Julię byłe więźniarki. Na podstawie: s. Justyna Mirosława Dombek OP, Moc w słabości. Życie i męczeństwo bł. Julii Rodzińskiej, dominikanki, Kraków 2006.
O siostrach, które pojechały pomagać w bocheńskim DPS zagrożonym koronawirusem pisaliśmy TUTAJ.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się