Rolniczy protest. Sytuacja na małopolskiej wsi jest coraz bardziej dramatyczna. Władza przekonuje, że na wieś płynie rzeka pieniędzy, tymczasem chłopi mówią, że trudno związać koniec z końcem.
Sobota, 16 lutego. Ulicami Nowego Sącza przejeżdża kolumna ciągników rolniczych i samochodów. Zatrzymuje się przed delegaturą Urzędu Wojewódzkiego. Tu protestujący rolnicy składają postulaty. W manifestacji bierze udział około 200 osób. – Na razie niewiele. Dziś w samym Krakowie byłoby nam ciężko się zorganizować, ściągnąć ciągniki, ale mamy kontakty do rolników w całym regionie, którzy są z nami. Jeżeli nic się nie będzie zmieniać, to zorganizujemy w Krakowie o wiele większą manifestację – mówi Wojciech Włodarczyk, przewodniczący Zarządu Regionu „Solidarności” Rolników Indywidualnych. O co chodzi rolnikom? Między innymi o zapewnienie równych warunków konkurencji w UE polskim gospodarstwom, utrzymanie KRUS-u, zabezpieczenie polskiej ziemi dla polskich rolników, dopuszczenie swobodnego handlu produktami regionalnymi przez rolników, wsparcia socjalnego dla mieszkających na wsi, wreszcie zapewnienia pluralizmu w mediach i zaprzestania walki z Kościołem. Postulaty są i ekonomiczne, i światopoglądowe. – Nie chcemy nikomu niczego zabierać, chcemy jako rolnicy godnie żyć. Tymczasem jesteśmy w Polsce obywatelami drugiej kategorii. W Unii Europejskiej polski chłop nie jest traktowany na równi z innymi. Jak długo jeszcze? – pyta Wojciech Włodarczyk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.