Gatunek wymierający?

Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu

 

Spotkałem ludzi, którzy dopowiadają do tej myśli św. Augustyna: „i życie staje się piękne”. Widziałem takich ostatnio – na I Forum Ewangelizacyjnym w Mielcu oraz spotkaniu liderów Odnowy w Duchu Świętym w Tarnowie – ludzi szczęśliwych i radosnych. – Moja mama umierała, syn był chory, ja byłam rozbita, ale modląc się powierzyłam wszystko na Jasnej Górze Bogu i Maryi. Kiedy wracałam ogarnął mnie jakiś wielki, niezwykły pokój serca. Nie opuszcza mnie do dziś – mówi pani Joanna. Inna kobieta opowiadała mi, że od zawsze - wychowana w katolickiej rodzinie - praktykowała, modliła się, była na swój sposób standardowo pobożna, ale był to owoc wychowania domowego, tradycji coniedzielnego wychodzenia do kościoła, a nie potrzeby serca. – Postanowiłam nie udawać więcej i coś z tym zrobić – mówi. –Albo wierzę na serio, albo moja wiara będzie przyzwyczajeniem, a moje życie moralnością niewolnika – dodaje. Dziś jej codzienność nie zrobiła się łatwiejsza, nie ubyło kłopotów, ale uśmiech (czasem jednak niewidoczny, kiedy zmartwień przybywa) nie schodzi z jej ust. – Wiem, że będzie to, co Bóg da. Jestem silniejsza, potrafię wiele przyjąć ufając w Opatrzność Bożą. Zrozumiem wszystko, co Pan mi przeznaczył – dodaje pani Iwona.

Arkady Fiedler napisał kiedyś książkę „Spotkałem szczęśliwych Indian”. To relacja z podróży po Gujanie i brazylijskiej części Amazonki. Podróżując po diecezji mógłbym napisać, że spotkałem szczęśliwych katolików. Mam tylko nadzieję, że nie jest to gatunek wymierający. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..