Opustoszałe ulice w Tarnowie nasuwają katastroficzne wizje. Ich jaskółki już przylatują.
Trwają wakacje. W upalne dni Tarnów robi się senny i pusty. Ale miejskie ulice są takie co najmniej od zakończenia roku szkolnego, kiedy młodzież dojeżdżająca do szkół, wzięła wolne i zniknęła na dwa miesiące z miasta. Cóż w tym dziwnego? Że zostali tylko ludzie starsi i koty? Albo ci, którzy nigdzie nie wyjechali na urlop?
Wizja opustoszałego miasta przypomniała mi o dramacie demograficznym w Polsce, którego skutki są już odczuwane i to blisko mnie, na skórze wielu ludzi. Pierwszym znakiem nadciągającej katastrofy było zamykanie szkół, bo okazały się nierentowne… Teraz dowiaduję się, że w samym Tarnowie od września straci pracę około 100 nauczycieli. Już teraz zwolniono w powiecie tarnowskim 14 osób, następna grupa do zwolnienia będzie po wakacjach. Ostatnio podano też, że problem będzie jeszcze większy w przyszłym roku. W całym kraju uczyć nie będzie nawet 10 tys. nauczycieli! Najgorzej będzie w szkołach ponadgimnazjalnych. Okazuje się także, że aby klasa była rentowna, musi być większa niż 20 osób. Inaczej trzeba dopłacać do niej z funduszy samorządowych. Smuci ta toporna ekonomia przykładana do sprawy tak delikatnej, jaką jest edukacja, wychowanie. Rentowne lub nie mogą być na przykład przedsiębiorstwa, ale żeby musiały być nimi klasy szkolne? Czym zasłużyły sobie dzieci i młodzi, ze muszą na siebie niejako zarobić, by uczyć się w swoich szkołach i w swoich miejscowościach?
Ten wakacyjny brak uczniów na tarnowskich ulicach straszy przyszłością bez dzieci i młodych, brakiem pracy dla wielu osób i ich rodzin. Co zrobią w tym kontekście księża? Może zrezygnują choć z części swoich pensji w szkole, żeby podzielić się z innymi nauczycielami? Zresztą ów dar pewno będzie niepotrzebny, bo księży też zwolnią. Co robić, żeby pewnego dnia nie obudzić się z poczuciem pustki, bardziej przygnębiającej niż ta, wakacyjna?