Księża katecheci spotykają się z agresją. Czy słusznie?
Słychać głosy księży katechetów, którzy żalą się na agresję słowną, wulgaryzmy, insynuacje w związku ze społecznym problemem pedofilii, który – niestety – dotyka także Kościoła. Czy słusznie obwinia się uczących w szkole księży o grzechy, których nie popełnili? Jak daleko może sięgać „walka” z problemem wykorzystywania dzieci? Wydaje się bowiem, iż dobro najmłodszych nie jest jedynym celem ich obrońców. Trzeba przy okazji dołożyć Kościołowi, a zwłaszcza księżom. Przede wszystkim po to, żeby zniszczyć społeczne zaufanie, jakie ludzie mają do swych kapłanów.
Podejrzliwość łatwo zasiać w sercach młodych, którzy są podatni na manipulację medialną, wszak karmią się trującą papką wirtualnych brukowców. A jeśli poczytają sobie jeszcze mowę nienawiści sączącą się na forach, gdzie nie działa żadna cenzura administratorów, to nietrudno zniszczyć w sercu młodego człowieka zaufanie, które zwyczajnie ma się do innych. Trzeba sobie uświadomić, że mistrzowie podejrzeń stale działają i nie chodzi im wcale o dobro ludzi.
Mówienie, że gdyby nie zdarzali się księża pedofile, problem by nie istniał, nie daje uprawnień, by niszczyć dobre imię większości. Ksiądz ma prawo do dobrego imienia i instytucja, czyli szkoła, w której pracuje, ma obowiązek chronienia go. Chodzi tu również o to, by młodych uczyć szacunku do innych, jeśli chcą, by ich szanowano. Zasada „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” obowiązuje, tak jak obowiązuje przykazanie miłości. Księża uczący w szkołach proszą o wsparcie, modlitwę, o wspólną troskę, by stawić tamę chamstwu i agresji. Pomożemy?