Przed nami wspomnienie św. Cecylii, patronki muzyki kościelnej.
Jeden z proboszczów opowiadał mi, jak dzieci przedstawiły na rysunkach procesję eucharystyczną. Jedna z dziewczynek namalowała starszą kobietę w kwiecistej chuście na głowie. Nad nią naszkicowała chmurkę. - A kto to jest? - zapytał ów proboszcz. - Jak to, nie wie ksiądz? To pani Burnadka! – odrzekła dziewczynka. Owa zaś pani jest animatorką śpiewu w kościele, kiedy nie ma organisty. Słyszałem ją nie raz, jak równym, altowym głosem rozpoczyna pieśni. Takich kobiet jest wiele, znają nieraz kilka, a nawet kilkanaście zwrotek różnych pieśni. Są niezastąpionymi pomocnikami księdza i służą liturgii. Pewno nikt tego nie badał, ale są też pamięcią kultury muzycznej swojej miejscowości, zachowując w głowie teksty i melodie wymarłych już pieśni.
Wspominam owe „panie Burnadki” z wdzięcznością z okazji wspomnienia św. Cecylii. Niestety, nie widać, żeby miały następczynie lub następców. W ilu szkołach dzieci naprawdę uczą się śpiewać? Ilu księży wymaga, żeby dzieci i młodzi poznali na katechezie najważniejsze pieśni kościelne, nie tylko poznali, ale potrafili je zaśpiewać? Ilu ludzi chętnie, z sercem, otwiera w kościele usta, żeby wydać zwyczajny głos podczas odpowiedzi, nie mówiąc już o śpiewaniu? Który z organistów ćwiczy przed Mszą św. konkretne utwory z parafianami? Wiele tych pytań, na które każdy z nas musi sobie dać odpowiedź. Śpiewać każdy może… - była taka satyryczna piosenka. W przypadku muzyki kościelnej, liturgii i przyszłości wiecznej - śpiewać każdy musi. Pora więc ćwiczyć głos i nie udawać głuchoniemych na Mszach św. W niebie nie będzie to możliwe.