Taką mamy sytuację, że aby chorować, trzeba mieć jednak zdrowie. I jeszcze więcej pieniędzy.
System ochrony zdrowia gwarantuje Polakom bezpłatny dostęp do lekarza, leczenia. Nie od dziś wiadomo jednak, że pieniądze też mieć trzeba. Jeśli chory nie może czekać na wizytę u specjalisty półtora roku, to niestety musi zapłacić i pójść prywatnie. Leki też potrafią nieźle dać po kieszeni. Ale irytować solidnie może fakt, że płacić za bezpłatne leczenie trzeba zanim otworzy się drzwi placówki. Tak jest od pewnego czasu w Tarnowie.
Szpital Wojewódzki św. Łukasza - dla tych, którzy nie znają miasta: położony jest na jego obrzeżach, choć przy drodze o newralgicznym znaczeniu, łączącej autostradę z „czwórką” - wprowadził nie tak dawno opłaty za parkowanie. Wjeżdżasz na parking przyszpitalny, zatrzymujesz się przed szlabanem, bierzesz kwitek i płacisz. Dwa złote za godzinę. Automat bierze pieniądze co prawda dopiero przed wyjazdem, ale w pewnym sensie kasę na parking trzeba mieć zanim wejdzie się do szpitala. Właściwie płacisz za dostęp do drzwi publicznej placówki zdrowia. Jeden znajomy opisywał sytuację, w której musiał z dzieckiem spędzić w szpitalu parę dni. Gdyby nie to, że jest nieźle materialnie sytuowany, musiałby zaciągnąć kredyt, by zapłacić za parking.
Dyrekcja szpitala mówi, że wprowadzenie opłat ma odstraszyć tych, którzy traktowali to miejsce jako stację przesiadkową: zostawiali samochód i jechali dalej autobusem do centrum. Udało się. Teraz płacą tylko pacjenci. Ale do tego zdążyliśmy się w Polsce przyzwyczaić.