To praca dla wszystkich, nie tylko tych, którzy chodzą na siłownię.
Marek Benwiat zaprojektował, a Kazimierz Klimkiewicz wykonuje największą rzeźbę Chrystusa zmartwychwstałego w diecezji tarnowskiej. Rzeźba zostanie umieszczona na ścianie ołtarzowej kościoła bł. Karoliny w Tarnowie.
Nie ma tak potężnego drzewa lipowego, żeby wydobyć z niego równie wielką rzeźbę. Potrzeba małego lasu, a i lipy nie mogą być byle jakie. Najlepsze są właśnie leśne, bo pną się ku słońcu i zapominają o wypuszczaniu bocznych gałęzi, w przeciwieństwie do ich śródpolnych sióstr. Ale to jeszcze nie koniec. Z pni wycina się foszty. Odrzuca się przy tym drewno ze skazami i sękami. Odrzuca się również zewnętrzną i środkową warstwę pnia. W sumie zostaje bardzo niewiele. A potem powstaje ogromny blok, sklejony z fosztów wyciętych z lipowych pni, wysuszonych i zaimpregnowanych, by żaden drewnojad nie ostrzył sobie na nie zębów. I dopiero wówczas rzeźbiarz zmaga się z monolitycznym materiałem, odkrywając w nim narzędziami starymi jak świat postać Zmartwychwstałego.
Abstrahując od całej tej historii, która jeszcze nie ma swojego końca, zastanawiam się nad swoim, ludzkim losem. Nad pracą, by się kiedyś zmartwychwstało – jakby to powiedział Norwid. Staff pisał, że każdy jest kowalem swojego życia. Patrząc, a miałem okazję, na pracę rzeźbiarzy Zmartwychwstałego, myślę nieoryginalnie, że kowalowi bliski jest rzeźbiarz. Obaj z bezkształtu wydobywają kształt. Ich praca jest alegorią naszego losu. Jesteśmy z jednej strony materiałem, w którym kuje lub rzeźbi Bóg. Jednocześnie sami odpowiadamy za to, kim się stajemy. Co wyjdzie z naszej roboty i współpracy z Bogiem? Zmartwychwstały?