Na ścianach w wielu polskich domach wiszą zdjęcia z Janem Pawłem II. I co z tego?
Rozpoczęły się powroty do diecezji z Rzymu, z uroczystości kanonizacyjnych dwóch papieży. Wydawało się, że wyjadą na to święto tłumy wiernych. Z diecezji miały jechać tysiące, pojechały chyba setki. Mniej, niż się wydawało jeszcze kilka miesięcy temu. Co wcale nie świadczy o tym, że ci, którzy zostali w domu, przestali kochać czy szanować polskiego świętego papieża.
Na społecznościowych portalach widzę wiele zdjęć z Janem Pawłem II. Wielu ludzi ma fotografie z audiencji. Wynalazek Marka Zuckerberga pełny jest też zdjęć z Placu św. Piotra. Fotki wrzucają także ludzie znani. Choćby jeden z bardzo znanych ludzi samorządu w Małopolsce, który deklaruje, że trudno mu policzyć, jak wiele zawdzięcza temu świętemu. Głęboko wierzę w jego szczerą intencję, w to, co mówi. Jednak pamiętam, jak bez żenady na plenerowej imprezie, którą organizowała instytucja przez niego zawiadywana, wciskał mi do ręki w piątek kiełbachę z grilla, zachwalając, że muszę zjeść, bo świetnie smakuje z cebulką.
W sumie drobna sprawa. Nie warto wspominać, ale historia prowokuje do zadania pytania: ile jest warte zdjęcie z papieżem? Czy służy do chwalenia się, czy wzruszania? Czy czasem nie powinniśmy fotografii papieża odwrócić twarzą do ściany, żeby nie musiał patrzeć na nasze niewierności? Żeby nie było. Na mojej ścianie też wisi zdjęcie z papieżem. Pytanie stawiam także sobie.