W czasie Tygodnia Maryjnego w tarnowskiej katedrze dwa koncerty dał rapujący kapłan, ks. Jakub Bartczak.
- Pochodzę z Wrocławia. Był koniec lat 90. XX wieku, rap i hip-hop były popularnymi gatunkami muzyki. Jestem dzieckiem swoich czasów. Pasja do tej muzyki była we mnie – mówi ks. Bartczak. Co było najpierw? – Wcześniej była pasja do muzyki, kapłaństwo jest późniejsze. Od początku moją pasją, i mojego brata było bycie MC, czyli rapowanie, układanie tekstów, składanie bitów – przyznaje.
Dziś jest najbardziej znanym w Polsce rapującym księdzem. Czy sutanna mu w tym nie przeszkadza? – Nie przeszkadza, ale determinuje. Nie widziałbym sensu w rapowaniu, gdyby nie sutanna. Dziś mniej niż kiedyś interesuje mnie muzyka. Ale jeśli biorę się za rapowanie, to po to, by ewangelizować, zapraszać młodych do Boga. To jest dziś sens mojego muzykowania – mówi. Uważa jednak, że jako kapłan daleko bardziej spełnia się będąc kapelanem w szpitalu. Ludzie jednak postrzegają go w Polsce przez muzykę.
O Czym śpiewa? – O Bogu. O relacjach człowieka z Bogiem. Jestem monotematyczny. Ale też żyję ze świadomością, że niewiele więcej mam do powiedzenia. Moje życie ogranicza się do Kościoła, świątyni, Boga, plebanii. Może i mógłbym komentować rzeczywistość, ale moje życie to relacja z Bogiem. O tym mam coś do powiedzenia – tłumaczy.
Katedra wypełniła się młodymi ludźmi na spotkaniu, koncercie ks. Bartczaka Grzegorz Brożek /Foto Gość
Rapuje najczęściej dla dzieci u siebie w parafii. Dzieci żywiołowo reagują słysząc hip-hopowe bity. Poza tym na różnych spotkaniach młodzieżowych. Jeździ na nie wtedy, kiedy ma wolny dzień. Nie poświęca na koncerty czasu, który spędza wśród chorych i wiernych z parafii, w której pracuje. Czy hip-hop jest dobrym narzędziem ewangelizacji? – Bardzo dobrym. To jest jednak popularna muzyka. Ewangelizacja, dobra nowina o Bogu, musi docierać do ludzi. Głoszenie jej mimo uszu słuchaczy nie miałoby większego sensu. Rap dociera do młodych. Daje dużo możliwości, bo jest dużo słów – mówi. Co ciekawe, starsi, którzy widzą rapującego księdza się nie gorszą. Bo im tez zależy, aby młodzi chodzili do kościoła, aby byli bliżej Boga.