Kościół jest misyjny. Czy to tak trudno zrozumieć?
Próbuję sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie każdego roku pod koniec października. W tym roku XIV Diecezjalne Spotkanie Misyjne Róż Różańcowych odbywa się w Krynicy 25 października.
Co rok słychać jednak z ust członków i członkiń róż, że ich „dziesiątki” mają jednak zdecydowanie maryjny charakter. Można czasem usłyszeć, oczywiście poza tym spotkaniem: "My nie jesteśmy misyjni, tylko maryjni!”.
Wystarczy jednak dokładnie przeczytać plakat. To spotkanie jest misyjne, a nie róże, przed którymi otwierają się co roku drzwi coraz to innej świątyni. Dlaczego tak? Bo nie można być różą różańcową „niemisyjną”, dokładnie z takiego samego powodu, z jakiego nie można być „niemisyjnym” katolikiem.
Gdzie problem? W ciągle niedoskonałej świadomości ludzi wierzących. Dla wielu misjami muszą się zajmować się specjaliści, zakonnicy, księża, którzy wyjeżdżają głosić Jezusa. Inni znów swój charyzmat „odnajdują” gdzie indziej. W misje się nie angażują, a nawet nimi w najmniejszym stopniu nie interesują, bo to nie ich działka. Ich polem popisu jest np. chór. Wreszcie są ci, którzy wiedzą o tym, że bez względu jakie jest nasze miejsce w Kościele, misje są naszą wspólną sprawą, sprawą każdego katolika, bo nie możemy Chrystusa zatrzymywać dla siebie. Ze świadomości tej cechy, a nie tylko funkcji Kościoła wynika, że wielu decyduje się świadomie na modlitwie pamiętać o misjach, a także przez dar materialny wspierać to dzieło. Czy tego chcemy czy nie, każdy z nas jest misjonarzem.