Pan Bóg mnie przez to wszystko przeprowadził. Byłem też świadom, że modliło się za mnie wielu ludzi - powiedział tarnowski misjonarz.
– Od środy uwielbiam Pana Boga za to wszystko, co dla mnie uczynił. Radość, niesamowita radość serca… i pokój, który Pan Bóg daje. Jestem szczęśliwy, że jestem tutaj, na ziemi sądeckiej, tarnowskiej, u siebie – powiedział ks. Mateusz Dziedzic w specjalnym wywiadzie dla RDN Małopolska.
Najtrudniejsze dni uwięziony misjonarz przeżył podczas ataku malarii. – Mimo to odprawiłem wówczas Mszę św. razem z innymi uwięzionymi. Była modlitwa o uwolnienie, ale i za tych, którzy się za nas modlili – dodał ks. Dziedzic.
Misjonarz myślał, że zostanie uwolniony w dzień Wszystkich Świętych. – Przyszła pokusa, żeby zwątpić, bo zło okazywało się silniejsze, ale nigdy nie zwątpiłem, nie straciłem nadziei. Czułem moc modlitwy – podkreślał ks. Dziedzic.
Jedyną osobą, która kontaktowała się z uprowadzonym misjonarzem był ks. Mirosław Gucwa. – Podtrzymywał mnie na duchu, zdobył numer do rebeliantów zaraz na drugi dzień po uprowadzeniu. Starał się dostarczyć mi wodę do picia, leki, ubrania. Nie byłbym w stanie pić wody z rzeki, mój organizm by tego nie wytrzymał – opowiada misjonarz.
Kapłan nie precyzował swoich planów. – Pan Bóg mnie wyprowadził do lasu, na sześciotygodniowe rekolekcje. Nie wiem, czy wrócę do Afryki. Ale jestem gotowy na każde natchnienie Boga. Jeśli będzie chciał, żebym wrócił, wrócę – mówi ks. Dziedzic.
W uwolnienie ks. Dziedzica była zaangażowana strona kościelna, dyplomacja krajów afrykańskich, Francji i Polski. – Dziękuję ks. Gucwie, bez jego pomocy nie przeżyłbym tego czasu. Dziękuję milionom osób, które za mnie się modliły – wyznał misjonarz.
Zobacz cały wywiad
ks. Mateusz Dziedzic - specjalne wydanie Pulsu Regionu
RDN Małopolska