– Kiedy przyszedłem do parafii, zaprosiłem młodych na spotkanie. Nikogo za rękę nie przyprowadziłem, nikogo specjalnie osobiście nie prosiłem. Na pierwsze spotkanie przyszło 29 osób – mówi ks. Janusz Michalik.
Od paru lat nie było grupy młodzieżowej. Każdy mówił, że nic się nie dzieje, że monotonia. Szli w niedzielę do kościoła, „odklepali”, w tygodniu na palcach jednej ręki można było policzyć ludzi. Teraz zaczyna się coś dziać i chętnie przychodzą. Nie tylko młodzi – opowiada Beata Błaź, prezes miejscowego nowiutkiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Gimnazjalistka Kaśka Kapinos gra w scholi, uczy jeszcze dziewczynki z DSM śpiewu. – Tu, w grupie, jest wszystko. Wspólnota, Pan Bóg. Gramy, śpiewamy, są czuwania, interakcja, coś się dzieje. Wróciło życie – mówi. Niektórzy rezygnują, cały czas przychodzą nowi. Mają dopiero parę miesięcy, ale złapali bakcyla. Jeżdżą na spotkania dekanalne, okręgowe. – Tam widzimy, że wiara jest radosna, że Boga można uwielbiać spontanicznie, że w kościele obok mnie stoją brat i siostra, bo stanowimy rodzinę. Czujemy, że to jest właśnie normalne – opowiada Beata.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.